„No, kur..., co teraz zrobimy?”, „Zostaw to tutaj i spier...” – mówili agenci CBA, podrzucając pijanemu prezesowi spółki skarbu państwa 10 tys. euro. Następnego dnia Bogusław Seredyński został aresztowany. Tak zaczęło się piekło.
W gruzach legła kariera zawodowa, odeszła narzeczona, potem miesiąc po miesiącu zmarli rodzice. Znajomi zaczęli prosić, żeby do nich nie dzwonił. Bo człowiek, którym zajmowało się CBA, oznacza tylko kłopoty. Z tego samego powodu pracodawcy z uprzejmym uśmiechem od trzech lat wrzucają jego CV do kosza...
czytaj <a href="http://www.newsweek.pl/wydania/1452/trafiony--zatopiony--czyli-jak-cba-wrabialo-ludzi,104067,1,1">tutaj</a>
W gruzach legła kariera zawodowa, odeszła narzeczona, potem miesiąc po miesiącu zmarli rodzice. Znajomi zaczęli prosić, żeby do nich nie dzwonił. Bo człowiek, którym zajmowało się CBA, oznacza tylko kłopoty. Z tego samego powodu pracodawcy z uprzejmym uśmiechem od trzech lat wrzucają jego CV do kosza...
czytaj <a href="http://www.newsweek.pl/wydania/1452/trafiony--zatopiony--czyli-jak-cba-wrabialo-ludzi,104067,1,1">tutaj</a>