Niesłusznie oskarżeni celnicy wracają do pracy
Pięciu celników, których podejrzewano o korupcję, wróciło do pracy. Po roku prokuratura wycofała się ze stawianych im zarzutów i umorzyła ich sprawę.
-Zarzuty dla nas to była pochopna i nieprzemyślana decyzja. Na rok przekreślili nas jako ludzi, upokorzyli, zepchnęli na margines - mówi Paweł, jeden z celników
Śledztwo w sprawie korupcji wśród łódzkich celników zaczęło się w październiku 2004 roku. Zarzuty postawiono między innymi dyrektorowi i czterem naczelnikom izby celnej, kilku kierownikom zmian w oddziałach odpraw celnych oraz szeregowym funkcjonariuszom - Do tej pory podejrzanych było około 130 osób - mówi Krzysztof Kopania, rzecznik łódzkiej prokuratury okręgowej. - To głównie celnicy i przedsiębiorcy. Do sądów trafiło już kilka aktów oskarżenia, którymi objęto 54 osoby. Wkrótce prawdopodobnie zostanie skierowany kolejny przeciwko 38 osobom.
Pod koniec lutego ubiegłego roku policjanci z Centralnego Biura Śledczego zatrzymali kolejną grupę celników.
- Nie musieli przychodzić po nas do pracy - denerwuje się Paweł. - Wiedzieli, gdzie pracujemy, gdzie mieszkamy. Mogli nas wezwać na komendę, a nie zatrzymywać jak pospolitych przestępców Jestem porządnym człowiekiem, przestrzegam prawa, mam zasady moralne. W życiu bym nie przypuszczał, że spędzę noc w celi ze złodziejami i nożownikami.
Policjanci oszczędzili im kajdanek, sprowadzili do nieoznakowanego radiowozu i zawieźli do komendy wojewódzkiej. Potem ruszyła cała machina: odciski palców, zdjęcia do kartoteki, noc w policyjnej izbie zatrzymań. Zarzucono im przyjmowanie łapówek od przedsiębiorców, importujących tekstylia z Chin, Indii czy Turcji, a niektórym także udział w zorganizowanej grupie przestępczej. Według śledczych celnicy w zamian za łapówki przyspieszali odprawy i nie kontrolowali rzetelnie towarów oraz dokumentów.
Zarzuty postawiono im po wyjaśnieniach Jacka S., innego podejrzanego o korupcję celnika. Opowiedział, jak przekazywał kolegom łapówki od właściciela firmy L. - Brali wszyscy - miał powiedzieć. Ale nie wszystkich wymienił z nazwiska. Dlatego śledczy poprosili izbę celną o grafik służby, sprawdzili, ile kto zrobił odpraw i na tej podstawie postawili zarzuty.
- Na tamten moment mieliśmy dowody, które w naszej ocenie uzasadniały postawienie zarzutów - przekonuje prokurator Kopania.
Celnicy nie przyznali się do winy. - Wszyscy koledzy wiedzieli, że nie wziąłem złotówki. Gdybym brał, to czy jeździłbym starym autem, żyłbym w dwupokojowym mieszkaniu i nie mógł wyjść z długów? - pyta Tomek, kolejny z zatrzymanych wtedy funkcjonariuszy
Nie zostali aresztowani, ale automatycznie zawieszono ich w obowiązkach. Taki wymóg stawia ustawa o służbie celnej. Jest wyjątkowo restrykcyjna dla funkcjonariuszy, którzy mają konflikt z prawem. Celnik, który trafi do aresztu lub zostanie oskarżony, od razu jest wyrzucany ze służby. Bez czekania na prawomocny wyrok. Funkcjonariusz, który dostał zarzuty, ale nie trafił do aresztu, jest zawieszany. Ale po roku zawieszenia także może być wyrzucony z pracy.
- Od 2004 roku w łódzkiej izbie zawieszono bądź zwolniono 73 celników - mówi Anna Ludkowska, rzeczniczka Izby Celnej w Łodzi. - Do dziś zawieszonych jest jeszcze dziewięć osób, niektóre nawet dwa lata.
Pięciu podejrzanych o korupcję celników przez prawie rok dostawało tylko połowę pensji. - Razem z rodziną zacisnęliśmy pasa, nie mieliśmy wakacji, ale i tak musiałem pożyczać pieniądze, żeby przeżyć do pierwszego - mówi Paweł.
Marek, kolejny celnik, zatrudnił się w szkole językowej jako pomoc biurowa. Bombardował prokuraturę pismami: o zdjęcie dozoru policyjnego, o konfrontację z celnikiem, który go pomówił: - Mijały miesiące ja wciąż byłem zawieszony i nic się nie działo. W grudniu wezwali mnie wreszcie na konfrontację.
Krzysztof Kopania zapewnia, że prowadzący sprawę prokurator nie siedział z założonymi rękami: - To olbrzymie śledztwo, w którym trzeba przeanalizować trzy tysiące odpraw na rzecz osiemdziesięciu firm. Wymaga to ogromnego nakładu pracy.
W styczniu prokurator podjął decyzję: umarza postępowanie wobec pięciu celników, których zatrzymano niemal rok wcześniej. Powód: brak dowodów. Nie zostali wymienieni z nazwiska przez Jacka S. i nie rozpoznali ich przedsiębiorcy którzy mieli dawać łapówki. Podczas konfrontacji S. nie potwierdził, że przekazywał pieniądze tym akurat kolegom.
- Pojawiły się wątpliwości co do sprawstwa. Zgodnie przepisami trzeba je było rozstrzygnąć na korzyść podejrzanych - tłumaczy decyzję o umorzeniu prokurator Krzysztof Kopania.
Celnicy zostali już przywróceni do pracy, dostali zaległą połowę pensji za prawie rok zawieszenia. Zastanawiają się jednak, czy nie zażądać od państwa rekompensaty za straty moralne. - Prokurator operował schematem: celnik zrobił odprawę, to musiał wziąć łapówkę. Przez myśl mu nie przeszło, że mogło być inaczej. A nie można stawiać zarzutów bez mocnych dowodów. Ktoś powinien ponieść za to odpowiedzialność - mówi Marek.
Imiona bohaterów zostały na ich prośbę zmienione
Gazeta Wyborcza_ Anna Kołakowska