Reportaż w gazecie "Nowiny"
Celniczka: upokorzyli mnie, żebym się przyznała
- Nie było ważne, że jestem chora. Ważne było, żebym się przyznała - opowiada o przesłuchaniach celniczka podejrzana o korupcję.
- Przesłuchanie ciągnęło jak stara guma do żucia. Ciągle te same pytania, naciski i straszenie. Nie było ważne, że jestem chora. Ważne było, żebym się przyznała - opowiada celniczka ze wschodniej granicy podejrzana o korupcję.
Nie chce, aby ujawnić jej personalia. Nawet imienia. Prosi także, aby nie podawać nazwy przejścia granicznego na którym do niedawna pracowała. Boi się, że taka "sława” mogłoby to jej zaszkodzić. A jej sprawa wciąż czeka rozstrzygnięcie. Na potrzeby tego tekstu nazwijmy ją Anną.
Kim jest Anna?
Anna pochodzi z zachodniej Polski. W służbie celnej pracuje od kilkunastu lat, z czego kilka spędziła na wschodniej granicy.
- Przeczytałam niedawno tekst o zatrzymaniach celników. Nie chciało mi się wierzyć, że bez dowodów, świadków, tylko na podstawie pomówień można kogoś zatrzymać i zniszczyć mu życie. Teraz ja też wiem, jak to jest, bo sama to przeżyłam- opowiada Anna.
Anna została zatrzymana w styczniu. Usłyszała zarzuty i jest podejrzana o korupcję. O tym, czy jest winna zadecyduje sąd. Do tego czasu, zgodnie z przepisami będzie, zawieszona w pracy.
reklama
Czeski film
Anna twierdzi, że jest niewinna - nigdy nie brała żadnych łapówek, a cała sprawa to jakiś koszmar.
- Osoby z którymi pracowałam zeznały, że dwa - trzy lata temu razem z nimi brałam łapówki. Broniąc się, są w stanie powiedzieć wszystko za przychylne spojrzenie prokuratora. Ich pomówienia wystarczyły, aby rujnować mi życie, pozbawić pracy i środków do życia.
Po zawieszeniu w służbie, pobiera połowę swojej pensji. Siedzi bezczynnie w domu i nie może nawet na dłużej wyjechać w rodzinne strony. Powód? Jest pod dozorem policyjnym, czyli raz w tygodniu musi meldować się na komendzie policji. Jeśli zapomni o tym obowiązku, trafi do aresztu.
Ważne, abym się przyznała
Anna ma żal do kolegów, którzy ją pogrążyli swoimi zeznaniami. Ma też olbrzymie pretensje do śledczych, którzy ją przesłuchiwali.
- Przesłuchanie ciągnęło się jak stara guma do żucia. Ciągle te same pytania, naciski i straszenie. Chcieli mnie tymi sposobami zmusić, abym się przyznała. Nie było dla nich ważne, że jestem chora, że leczę się i zażywam tabletki uspokajające. Byle bym się przyznała - wspomina Anna.
Jeśli Anna zapomni o cotygodniowym meldowaniu się na komendzie policji, trafi do aresztu.
W brudnym dresie
Anna nie chce trafić za kraty, bo już tam była. Tylko na 24 godziny, ale tę jedną noc spędzoną w policyjnej izbie zatrzymań będzie pamiętać jako wyjątkowo koszmar. Nie zapomni o nim do końca życia, bo twierdzi, że potraktowano ją wyjątkowo złośliwie - jak niebezpiecznego przestępcę.
- Zabrali wszystkie rzeczy osobiste, nawet bieliznę i skarpetki, o których zostawienie prosiłam, bo marzną mi stopy. Kazali mi się ubrać w śmierdzące, o kilka numerów za duże spodnie dresowe, koszulę, która mogłaby służyć za namiot i klapki dla wielkoluda. Do spania dostałam cienki kocyk, który ani chwilę nie pozwalał mi zapomnieć, że znajduję się w zimnej celi - opowiada Anna.
Kolejne jej zarzuty są jeszcze mocniejsze, twierdzi, że zabrano jej tabletki, które musi zażywać i nie zapewniono opieki lekarskiej.
Może się przyznać?
Anna wspomina, że podczas bezsennej nocy w areszcie poważnie zastanawiała się, czy nie przyznać do czegoś, czego nie zrobiła. Byle opuścić to koszmarne miejsce. Nie zrobiła tego. Głodna, zmęczona płaczem i przeżyciami dotrwała do rana.
- Rankiem w tym uwłaczającym stroju, tak dużym stroju, że spodnie musiałam trzymać rękami, aby mi nie spadły - przeprowadzono mnie na przesłuchanie. Na oczach policjantów i cywilów. Znowu poczułam się potwornie upokorzona - wspomina Anna.
Poskarżyła się na to traktowanie
Po przesłuchaniu Anna wróciła do celi, gdzie spędziła dwie godziny, zanim pozwolono jej przebrać się we własne ubrania.
- Nie mam złudzeń, że poprzez poniżenie mnie i narażenie na poważne konsekwencje zdrowotne, chciano, aby się załamała i przyznała do brania łapówek. To był tzw. areszt wydobywczy, mający na celu wydobycie od mnie oświadczenia o winie, której nie było - kończy celniczka.
Anna czeka na rozstrzygnięcie sprawy. Twierdzi, że nic nie wie, o postępach śledztwa i dowodach, jakimi przeciwko niej dysponuje prokuratura. Ale upokarzającego zatrzymania nie zamierza puścić płazem. Napisała skargi do Komendy Głównej Policji w Warszawie i Prokuratury Apelacyjnej w Rzeszowie.
- Potwierdzam, że dostaliśmy od tej pani zażalenie na zatrzymanie. Autorka opisała w nim jego okoliczności i twierdzi, że została niewłaściwie potraktowana. Zgodnie z procedurą karną zażalenie prześlemy do Sądu Rejonowego w Przemyślu, który zajmie się jego rozpatrzeniem - mówi prok. Mariusz Chudzik, rzecznik Prokuratury Apelacyjnej w Rzeszowie.
Wojciech Malicki
http://www.nowiny24.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20080213/WEEKEND/508364504
...........................................
cytat z artykułu -
Anna ma żal do kolegów, którzy ją pogrążyli swoimi zeznaniami.
wszystko rozumiem, że społeczeństwo Was nienawidzi,że żle Wam życzy,że według Was są pomówienia , ale wystarczy poczytać pare wypowiedzi na forum i widać że nie znajdujecie porozumienia między sobą, żrecie się we własnym gronie,wyzywacie i używacie języka rynsztokowego który nie pasuje do niby Waszej "inteligencji , wykształcenia i munduru", -
"Anna ma żal do kolegów...".