• Witaj na stronie i forum Związku Zawodowego Celnicy PL!
    Nasz Związek zrzesza 6783 członków.

    Wstąp do nas! (KLIKNIJ i zapisz się elektronicznie!)
    Albo jeśli wolisz zapisać się w tradycyjny sposób wyślij deklarację (Deklaracja do pobrania! Kliknij!)
    Korzyści i ochrona wynikająca z członkostwa w ZZ Celnicy PL (KLIKNIJ) plus inne benefity, np. zniżki na paliwo!
    Konto Związku 44 1600 1462 0008 2567 1607 7001 w BGŻ BNP PARIBAS

z Policji do Służby Celno-Skarbowej 2020r. czy warto??

Mam jeszcze pytanie, jak wygląda praca na oddziale celnym, co się tam robi? Dobrze jest tam trafić czy kaszana jak w realizacji?
 
Mówiąc najprościej zajmujesz sie obrotem towarym, obsługa zgłoszeń celnych, eksport import, obsługa procedur gospodarczych itp.
Właściwie jest to najbardziej celnicze miejsce w KAS. Trzeba weryfikować zgłoszenia pod katem prawidłowej taryfikacji, badać czy prawidłowo zastosowano preferencje, Trzeba znać ograniczenia pozataryfowe. Wyliczeń cła i podatku dokonuje system, ale dobrze wiedzieć jak się to liczy.
Słuzba wg grafiku, raczej na miejscu. dawno nie pracowałem na oddziale i nie wiem, jak częste są wyjazdy do przedsiębiorców.

Są też różne oddziały. Jeśli trafisz na lotnisko w Balicach to możesz trafić do obsługi ruchu pasażerskiego. Służba bardziej z ludźmi, dużo mniej z towarem.
 
Ostatnia edycja:
Mówiąc najprościej zajmujesz sie obrotem towarym, obsługa zgłoszeń celnych, eksport import, obsługa procedur gospodarczych itp.
Właściwie jest to najbardziej celnicze miejsce w KAS. Trzeba weryfikować zgłoszenia pod katem prawidłowej taryfikacji, badać czy prawidłowo zastosowano preferencje, Trzeba znać ograniczenia pozataryfowe. Wyliczeń cła i podatku dokonuje system, ale dobrze wiedzieć jak się to liczy.
Słuzba wg grafiku, raczej na miejscu. dawno nie pracowałem na oddziale i nie wiem, jak częste są wyjazdy do przedsiębiorców.

Są też różne oddziały. Jeśli trafisz na lotnisko w Balicach to możesz trafić do obsługi ruchu pasażerskiego. Służba bardziej z ludźmi, dużo mniej z towarem.

W oc granicznych 70% obsady to odprawy na pasach i rycie w kanale

A towarówka to tak jak pisze pjs
 
Mówiąc najprościej zajmujesz sie obrotem towarym, obsługa zgłoszeń celnych, eksport import, obsługa procedur gospodarczych itp.
Właściwie jest to najbardziej celnicze miejsce w KAS. Trzeba weryfikować zgłoszenia pod katem prawidłowej taryfikacji, badać czy prawidłowo zastosowano preferencje, Trzeba znać ograniczenia pozataryfowe. Wyliczeń cła i podatku dokonuje system, ale dobrze wiedzieć jak się to liczy.
Słuzba wg grafiku, raczej na miejscu. dawno nie pracowałem na oddziale i nie wiem, jak częste są wyjazdy do przedsiębiorców.

Są też różne oddziały. Jeśli trafisz na lotnisko w Balicach to możesz trafić do obsługi ruchu pasażerskiego. Służba bardziej z ludźmi, dużo mniej z towarem.
z tego co piszesz to calkiem fajne miejsce na poczatek pracy i oddzialy celne pracuja od 07-15 w dni robocze wiec fajnie to wyglada...
 
Info winno być aktualne ale czy jest?

Mój oc jeszcze 2 lata temu tearetycznie był 7-15, ale funkowie mieli całodobowe dyżury na emcs - taki system do nadzoru akcyzy. Potem wydłużali godziny, a od pilotażu cudo do dziś całodobowo świątek piątek 24/7, cały rok,

Teraz odprawy robi się w systemach, a na papierze tylko potwierdza, karnety, t1,ex,świadectwa
 
z tego co piszesz to calkiem fajne miejsce na poczatek pracy i oddzialy celne pracuja od 07-15 w dni robocze wiec fajnie to wyglada...

Jeśli wiążesz z tym zawodem przyszłość i traktujesz na poważnie, to OC jest najlepszym miejscem, żeby zacząć pracę w cle.
Tam nauczysz się roboty "od podszewki".
 
Tam zaczniesz i tam skończysz, bo nigdzie indziej Cię nie wypuszczą.
Bzdura...
Przeszedłem przez OC, komórkę unijną, nadzór a skończyłem (mam nadzieję że do "emki") w dochodzeniówce...
Ot, fachowca to wszędzie przygarną :)))))))

ps. u nas za "dead end" uważają właśnie D-Ś... ale i tej czarnej dziury można się obecnie wyrwać... Potrzeba tylko albo silnego szarpnięcia, albo kopa... słowem - dużej energii przyłożonej :)
 
Bzdura...
Przeszedłem przez OC, komórkę unijną, nadzór a skończyłem (mam nadzieję że do "emki") w dochodzeniówce...
Ot, fachowca to wszędzie przygarną :)))))))

ps. u nas za "dead end" uważają właśnie D-Ś... ale i tej czarnej dziury można się obecnie wyrwać... Potrzeba tylko albo silnego szarpnięcia, albo kopa... słowem - dużej energii przyłożonej :)
gdzie Ci sie najlepiej pracowalo??
 
To trudne pytanie bo z czasem przybywa doświadczenia, różne są też oczekiwania.
W skrócie było tak (teraz może być inaczej - minęło trochę czasu):
  • OC wewnętrzny - dużo odpraw "plac zawalony po bramę" często, trzeba było opróżnić do wieczora, szef prostak - działo się dużo i lepiej było grać niegroźnego przygłupa, za dużo grup interesu - oczywiście szło to do samej góry. Ale jak mieli Ciebie za nieogarniętego, a jeszcze byłeś bardzo "rozmowny", dostawałeś same czyste sprawy. Dużo, ale nikt od Ciebie "nic nie chciał". Po fajrancie miałeś spokojną głowę....
  • komórka unijna - dużo wklepywania terminowego, ale jak byłeś zorganizowany miałeś czas na wszystko, to był okres wdrażania "nowego", ja lubiłem dłubać w komputerach i sofcie. Miałem satysfakcję szef może nie awansował czy nagradzał, ale nie przeszkadzał :) Dało się żyć tam...
  • dozór - to był duży podmiot ze starymi procedurami. Duży obrót, dużo liczenia ale dzięki dobrej organizacji praca była ciężka (8 godzin biegania po drabinkach, liczenia, plombowania, albo sprawdzanie i przeliczanie danych w księgach które zajmowały półtorej biurka - każda), zmianowa 3 zmiany, 7 dni.. łącznie ze świętami. Swoją drogą ciekawe czy tera z w wolne niedziele pracują... Ale dzięki dobrze dobranej ekipie z ówczesnym kierownikiem, było to bardzo znośne, ba nawet przyjemna robota. Zarówno i fizyczna, jak i umysłowa, ale po szychcie miałeś zwykle spokojną głowę. Jak czegoś nie skończyłeś, to Koledzy za Ciebie kończyli (a Ty po nich). Zdarzały się różne docinki na linii "byli uksowcy" - funki, ale wynikały raczej z charakteru i niewyparzonego języka niż ze złośliwości (swoją drogą chętnie wypomniał bym teraz niektórym jak sarkali że "te mundury to nawet kosić trawę, w nich wstyd"...) Ale ogólnie - było warto tam pracować i fajnie wspominam. Mógłbym tam wrócić, gdybym musiał...
  • dochodzeniówka.... jak byłeś kiedyś "w czarnej du...pie" z robotą nie do przerobienia, kiedyś, a potem trafiłeś do dochodzeniówki, to będziesz tam wracał odpocząć. Spraw jest dużo, pism jeszcze więcej, czynności planujesz na tygodnie naprzód, a i tak zawsze zdarzy się coś niespodziewanego, dynamicznego, na co musisz zareagować, bardzo często problemy rozwiązuje się w domu, przyzwyczaj się że po jakimś czasie nie będzie Ciebie dziwił telefon do lub od prokuratora czy innego dochodzeniowca wieczorem, sporo projektów przygotowuje się w domu, często czujesz się jak w serialu o SWAT kiedy razem z "Czarnymi" jedziesz na wycieczkę. Czasem po takich wyjazdach nie możesz się doprać i domyć. Przestajesz czytać o awansach i nagrodach - żeby Ciebie szlag nie trafił, jak "góra" Ciebie docenia. Oczywiście nie masz żadnych dodatków bo kontroli nie prowadzisz (nie siedzisz sobie wszak na poczcie, przeglądając paczki) a skakanie po paletach w fabryczce tytoniu, czy przeszukanie w lepiącym się od brudu, zakurzonym, zasyfionym wszelkimi wydzielinami ludzkiego ciała punktu z automatami nie zasługuje na dodatek. Orzecznikiem też nie jesteś, bo to że pełnisz rolę prokuratora na sali sądowej i dzięki Twojej pracy udaje się uzyskać grzywnę, ograniczenie czy pozbawienie wolności zniechęcające innych do "powtórki z rozrywki" też góra ma w poważaniu. Więc na profity nie licz. Czy na karierę...
Ale...
Ale jak Ci się uda zakończyć pierwszą sprawę, Twoją, od początku do końca, jak uda Ci się uzyskać pierwszy "prawomocny"... Satysfakcja jest bezcenna. Jak widzisz że udało Ci się przetrwać tam gdzie odpadło tylu innych, jak uda Ci się zapracować na szacunek Kolegów, na dobre słowo z ich strony, jak wracasz nad ranem z resztą ekipy, znasz swoją wartość.
A to jest więcej warte niż wszelkie nagrody, awanse czy wyróżnienia. Z resztą, jak wsiąkniesz w D-Ś, przejdziesz przez niego i nie złamiesz się, nic Ciebie nie złamie.
Kierownik i ludzie muszą ze sobą współpracować, owszem, "w D-Ś mięso musi latać", czasem się warknie na drugiego, ale nie ma fochów, obrażania się i kwasów.
Trudno jest to zrozumieć, ale dla mnie jest to najlepsza komórka. Widzę rezultaty i mam satysfakcję z dobrze zrobionej roboty. Czego i Tobie życzę.
 
To trudne pytanie bo z czasem przybywa doświadczenia, różne są też oczekiwania.
W skrócie było tak (teraz może być inaczej - minęło trochę czasu):
  • OC wewnętrzny - dużo odpraw "plac zawalony po bramę" często, trzeba było opróżnić do wieczora, szef prostak - działo się dużo i lepiej było grać niegroźnego przygłupa, za dużo grup interesu - oczywiście szło to do samej góry. Ale jak mieli Ciebie za nieogarniętego, a jeszcze byłeś bardzo "rozmowny", dostawałeś same czyste sprawy. Dużo, ale nikt od Ciebie "nic nie chciał". Po fajrancie miałeś spokojną głowę....
  • komórka unijna - dużo wklepywania terminowego, ale jak byłeś zorganizowany miałeś czas na wszystko, to był okres wdrażania "nowego", ja lubiłem dłubać w komputerach i sofcie. Miałem satysfakcję szef może nie awansował czy nagradzał, ale nie przeszkadzał :) Dało się żyć tam...
  • dozór - to był duży podmiot ze starymi procedurami. Duży obrót, dużo liczenia ale dzięki dobrej organizacji praca była ciężka (8 godzin biegania po drabinkach, liczenia, plombowania, albo sprawdzanie i przeliczanie danych w księgach które zajmowały półtorej biurka - każda), zmianowa 3 zmiany, 7 dni.. łącznie ze świętami. Swoją drogą ciekawe czy tera z w wolne niedziele pracują... Ale dzięki dobrze dobranej ekipie z ówczesnym kierownikiem, było to bardzo znośne, ba nawet przyjemna robota. Zarówno i fizyczna, jak i umysłowa, ale po szychcie miałeś zwykle spokojną głowę. Jak czegoś nie skończyłeś, to Koledzy za Ciebie kończyli (a Ty po nich). Zdarzały się różne docinki na linii "byli uksowcy" - funki, ale wynikały raczej z charakteru i niewyparzonego języka niż ze złośliwości (swoją drogą chętnie wypomniał bym teraz niektórym jak sarkali że "te mundury to nawet kosić trawę, w nich wstyd"...) Ale ogólnie - było warto tam pracować i fajnie wspominam. Mógłbym tam wrócić, gdybym musiał...
  • dochodzeniówka.... jak byłeś kiedyś "w czarnej du...pie" z robotą nie do przerobienia, kiedyś, a potem trafiłeś do dochodzeniówki, to będziesz tam wracał odpocząć. Spraw jest dużo, pism jeszcze więcej, czynności planujesz na tygodnie naprzód, a i tak zawsze zdarzy się coś niespodziewanego, dynamicznego, na co musisz zareagować, bardzo często problemy rozwiązuje się w domu, przyzwyczaj się że po jakimś czasie nie będzie Ciebie dziwił telefon do lub od prokuratora czy innego dochodzeniowca wieczorem, sporo projektów przygotowuje się w domu, często czujesz się jak w serialu o SWAT kiedy razem z "Czarnymi" jedziesz na wycieczkę. Czasem po takich wyjazdach nie możesz się doprać i domyć. Przestajesz czytać o awansach i nagrodach - żeby Ciebie szlag nie trafił, jak "góra" Ciebie docenia. Oczywiście nie masz żadnych dodatków bo kontroli nie prowadzisz (nie siedzisz sobie wszak na poczcie, przeglądając paczki) a skakanie po paletach w fabryczce tytoniu, czy przeszukanie w lepiącym się od brudu, zakurzonym, zasyfionym wszelkimi wydzielinami ludzkiego ciała punktu z automatami nie zasługuje na dodatek. Orzecznikiem też nie jesteś, bo to że pełnisz rolę prokuratora na sali sądowej i dzięki Twojej pracy udaje się uzyskać grzywnę, ograniczenie czy pozbawienie wolności zniechęcające innych do "powtórki z rozrywki" też góra ma w poważaniu. Więc na profity nie licz. Czy na karierę...
Ale...
Ale jak Ci się uda zakończyć pierwszą sprawę, Twoją, od początku do końca, jak uda Ci się uzyskać pierwszy "prawomocny"... Satysfakcja jest bezcenna. Jak widzisz że udało Ci się przetrwać tam gdzie odpadło tylu innych, jak uda Ci się zapracować na szacunek Kolegów, na dobre słowo z ich strony, jak wracasz nad ranem z resztą ekipy, znasz swoją wartość.
A to jest więcej warte niż wszelkie nagrody, awanse czy wyróżnienia. Z resztą, jak wsiąkniesz w D-Ś, przejdziesz przez niego i nie złamiesz się, nic Ciebie nie złamie.
Kierownik i ludzie muszą ze sobą współpracować, owszem, "w D-Ś mięso musi latać", czasem się warknie na drugiego, ale nie ma fochów, obrażania się i kwasów.
Trudno jest to zrozumieć, ale dla mnie jest to najlepsza komórka. Widzę rezultaty i mam satysfakcję z dobrze zrobionej roboty. Czego i Tobie życzę.

Yhym.
Tyle powiem.
Też z doświadczenia.
 
To trudne pytanie bo z czasem przybywa doświadczenia, różne są też oczekiwania.
W skrócie było tak (teraz może być inaczej - minęło trochę czasu):
  • OC wewnętrzny - dużo odpraw "plac zawalony po bramę" często, trzeba było opróżnić do wieczora, szef prostak - działo się dużo i lepiej było grać niegroźnego przygłupa, za dużo grup interesu - oczywiście szło to do samej góry. Ale jak mieli Ciebie za nieogarniętego, a jeszcze byłeś bardzo "rozmowny", dostawałeś same czyste sprawy. Dużo, ale nikt od Ciebie "nic nie chciał". Po fajrancie miałeś spokojną głowę....
  • komórka unijna - dużo wklepywania terminowego, ale jak byłeś zorganizowany miałeś czas na wszystko, to był okres wdrażania "nowego", ja lubiłem dłubać w komputerach i sofcie. Miałem satysfakcję szef może nie awansował czy nagradzał, ale nie przeszkadzał :) Dało się żyć tam...
  • dozór - to był duży podmiot ze starymi procedurami. Duży obrót, dużo liczenia ale dzięki dobrej organizacji praca była ciężka (8 godzin biegania po drabinkach, liczenia, plombowania, albo sprawdzanie i przeliczanie danych w księgach które zajmowały półtorej biurka - każda), zmianowa 3 zmiany, 7 dni.. łącznie ze świętami. Swoją drogą ciekawe czy tera z w wolne niedziele pracują... Ale dzięki dobrze dobranej ekipie z ówczesnym kierownikiem, było to bardzo znośne, ba nawet przyjemna robota. Zarówno i fizyczna, jak i umysłowa, ale po szychcie miałeś zwykle spokojną głowę. Jak czegoś nie skończyłeś, to Koledzy za Ciebie kończyli (a Ty po nich). Zdarzały się różne docinki na linii "byli uksowcy" - funki, ale wynikały raczej z charakteru i niewyparzonego języka niż ze złośliwości (swoją drogą chętnie wypomniał bym teraz niektórym jak sarkali że "te mundury to nawet kosić trawę, w nich wstyd"...) Ale ogólnie - było warto tam pracować i fajnie wspominam. Mógłbym tam wrócić, gdybym musiał...
  • dochodzeniówka.... jak byłeś kiedyś "w czarnej du...pie" z robotą nie do przerobienia, kiedyś, a potem trafiłeś do dochodzeniówki, to będziesz tam wracał odpocząć. Spraw jest dużo, pism jeszcze więcej, czynności planujesz na tygodnie naprzód, a i tak zawsze zdarzy się coś niespodziewanego, dynamicznego, na co musisz zareagować, bardzo często problemy rozwiązuje się w domu, przyzwyczaj się że po jakimś czasie nie będzie Ciebie dziwił telefon do lub od prokuratora czy innego dochodzeniowca wieczorem, sporo projektów przygotowuje się w domu, często czujesz się jak w serialu o SWAT kiedy razem z "Czarnymi" jedziesz na wycieczkę. Czasem po takich wyjazdach nie możesz się doprać i domyć. Przestajesz czytać o awansach i nagrodach - żeby Ciebie szlag nie trafił, jak "góra" Ciebie docenia. Oczywiście nie masz żadnych dodatków bo kontroli nie prowadzisz (nie siedzisz sobie wszak na poczcie, przeglądając paczki) a skakanie po paletach w fabryczce tytoniu, czy przeszukanie w lepiącym się od brudu, zakurzonym, zasyfionym wszelkimi wydzielinami ludzkiego ciała punktu z automatami nie zasługuje na dodatek. Orzecznikiem też nie jesteś, bo to że pełnisz rolę prokuratora na sali sądowej i dzięki Twojej pracy udaje się uzyskać grzywnę, ograniczenie czy pozbawienie wolności zniechęcające innych do "powtórki z rozrywki" też góra ma w poważaniu. Więc na profity nie licz. Czy na karierę...
Ale...
Ale jak Ci się uda zakończyć pierwszą sprawę, Twoją, od początku do końca, jak uda Ci się uzyskać pierwszy "prawomocny"... Satysfakcja jest bezcenna. Jak widzisz że udało Ci się przetrwać tam gdzie odpadło tylu innych, jak uda Ci się zapracować na szacunek Kolegów, na dobre słowo z ich strony, jak wracasz nad ranem z resztą ekipy, znasz swoją wartość.
A to jest więcej warte niż wszelkie nagrody, awanse czy wyróżnienia. Z resztą, jak wsiąkniesz w D-Ś, przejdziesz przez niego i nie złamiesz się, nic Ciebie nie złamie.
Kierownik i ludzie muszą ze sobą współpracować, owszem, "w D-Ś mięso musi latać", czasem się warknie na drugiego, ale nie ma fochów, obrażania się i kwasów.
Trudno jest to zrozumieć, ale dla mnie jest to najlepsza komórka. Widzę rezultaty i mam satysfakcję z dobrze zrobionej roboty. Czego i Tobie życzę.
Z tego co tutaj piszesz wysnuwa się obraz, że wszędzie jest w cholerę roboty i organizacja pracy na styk możliwości, obraz dość pesymistyczny. Nie chciałbym zabierać roboty ze sobą do domu, fajnie byłoby mieć stałe godziny pracy. Satysfakcja jest na początku, też ją miałem kilka razy w Policji. Jednak satysfakcją się człowiek nie naje...
 
Z tego co tutaj piszesz wysnuwa się obraz, że wszędzie jest w cholerę roboty i organizacja pracy na styk możliwości, obraz dość pesymistyczny. Nie chciałbym zabierać roboty ze sobą do domu, fajnie byłoby mieć stałe godziny pracy. Satysfakcja jest na początku, też ją miałem kilka razy w Policji. Jednak satysfakcją się człowiek nie naje...
Jeśli chcesz w pracy odpocząć, idź na bezrobocie.
 
Aha, dodam jeszcze że w komórkach kontroli i postępowania podatkowego z reguły nie zatrudnia się funkcjonariuszy (choć od reguły istnieją wyjątki!).

Po co tworzy się komórki kontroli celno-skarbowej i postępowania podatkowego oparte o funkcjonariuszy? Po co ci funkcjonariusze mają np. szkolenia z TiTI jak to w zasadzie nie jest im potrzebne w pracy? Jest w tym w ogóle jakiś głębszy zamysł?
Wiem, że w niektórych UCSach są komórki takich kontroli oparte zasadniczo o funkcjonariuszy, tyle że wykonują oni pracę dedykowaną raczej cywilom. :unsure:
 
Z tego co tutaj piszesz wysnuwa się obraz, że wszędzie jest w cholerę roboty i organizacja pracy na styk możliwości, obraz dość pesymistyczny. ....
Pozostałość z czasów kiedy DIC-e i NUC-e dostawali premie i nagrody za oszczędność. A obecnie - też ciężko o etaty, zaś ciągłe zmiany nie sprzyjają organizacji pracy. Ale byłbym niesprawiedliwy gdybym nie dodał że w wielu komórkach kierownicy są na tyle ogarnięci, dobrzy merytorycznie i logistycznie, że śmiga to całkiem sprawnie,
Jednak satysfakcją się człowiek nie naje...
Nie przesadzaj, ludzie mniej zarabiają i żyją. Albo idziesz do prywaciarza czesać kasę, albo do służby, żeby pilnować przestrzegania prawa, żeby prywaciarz mógł robić swoje - w końcu on płaci podatki na Nas :)
 
Ostatnia edycja:
Po co tworzy się komórki kontroli celno-skarbowej i postępowania podatkowego oparte o funkcjonariuszy? Po co ci funkcjonariusze mają np. szkolenia z TiTI jak to w zasadzie nie jest im potrzebne w pracy? Jest w tym w ogóle jakiś głębszy zamysł?
Wiem, że w niektórych UCSach są komórki takich kontroli oparte zasadniczo o funkcjonariuszy, tyle że wykonują oni pracę dedykowaną raczej cywilom. :unsure:

O to już trzeba by było zapytać naszych mistrzów reformy. Mogę jedynie snuć dywagacje, ale to już nie na temat wstąpienia z Policji do SCS.
 
Back
Do góry