Jestem w cle od początku lat 90.,będe pisał z perspektywy swojej izby,nie wiem jak jest w innych... Nie oszukujmy sie z tym wykształceniem,prawie nikt po prawie,ekonomii mający jakiekolwiek szanse w tamtych latach na rynku pracy i uczciwe zamiary, nie zostawał celnikiem. Po co tak sie okłamywać. Przychodziły ogony i to nie po uiwersyteckim prawie i unwersyteckiej ekonomii,a po wynalzakach typu wf,prace ręczne i całe tabuny rolników specjalności wszelakiej.Potem ruszył bum edukacyjny i ludzie po maturach zaczeli w soboty i niedziele biegać na jeszcze gorsze wynalazki,jakieś filie filii kształcące administratywistów w misteczkach o których słyszeli tyko nieliczni nauczyciele geografii,a profesorowie którzy podkładali pod te eksperymenty nazwiska i twarze, bywali tam tylko na wakacjach,jeżeli miateczko było atracyjnie turystycznie.Z przeprowadzonych przeze mnie obserwacji własnych jednoznacznie wynika,że w żaden sposób to sobotnio-niedzielne bieganie nie przyczyniło sie do podniesienia jakosci wykonywanej przez nich pracy. Kto był dobry, w miare kojarzył i chciał pracować to i przed tym bieganiem i po bieganiu pracował dobrze,kto nic nie łapał i nie chciał łapać,lub nie potrafił załapać i nie chciał pracować, to i nowy formalny tytuł mu nie pomógł. Uważam,że weryfikacja jest konieczna,ale powinna być przeprowadzona nie w oparciu o formalne tytuły,bo to w wiekszości bezwartościowa i bezużyteczna wymęczona za pieniądze lipa,a w oparciu o konkretną i praktyczną wiedze przydatna na zajmowanym,bądż zaproponowanym stanowisku ,oraz bezwzglednie zakończona egzaminem z savoir-vivre i logikii praktycznej. Może jeszcze jakieś klocki do ułożenia- to nie żart z tymi klockami!