Pamiętam czasy, gdy dziką była granica z Niemcami. Też był zielony pas, też były częste czesania furek osobowych. A nas, w tym mnie, to okrutnie wkurzało. Zielony pas może być wykorzystywany także przez drobnych przemytników. To stare jak świat, odkąd istniała kontrola celna - istniał przemyt. I przemyt w sumie wygrywał.
Moje zdanie jest takie: zielony pas - deklaracja o braku towaru do zgłoszenia. Częściowe, punktowe celowanie (rozumiem, że na Wschodzie to 80-procentowa pewność wyniku), a resztą niech się zajmuje wnętrze kraju. Dozory latają po bazarkach, mobilni trafiają na drogach. I tak nie ma szans na pełne zatrzymanie przemytu. USA przekonały się o tym w czasach prohibicji. Zakaz równa się omijanie zakazu. W kodeksie karnym i w Dekalogu są zakazy i sankcje za zabójstwo, kradzieże, pobicia. A jednak ludzie zabijają się, kradną i obijają innym gęby.
Stąd uważam, że zielony pas musi być traktowany jako zielony w pewnych granicach. Pamiętam, jak Niemcy czesali nasze samochody, ale pamiętam też, że nie blokowali swoich przejść i spali spokojnie, mimo że mieli pełną świadomość, że na ich zmianie wjeżdżało do Niemiec tysiące kartonów fajek. One i tak wjadą, chyba że zamkniemy przejścia osobowe do tego stopnia, że odprawiać się będzie na nich 50 fur dziennie, w tym CD.
Mam osobiste wspomnienia z przekraczania wschodniej granicy (nie nowe, ale pouczające, bardzo pomagała legitymacja służbowa), mam sporo kumpli, w większości autentycznych turystów, którzy nawiedzają wschodnie rubieże RP i wynoszą z tych wojaży ciężkie wspomnienia...
Nie mam złotej rady dla wszystkich, ale uważam, że mamy pewną tendencję: każdy Ruski czy nasz (poza zidentyfikowanymi, starymi bywalcami, to inna historia) traktowany jest jako potencjalny przemytnik. A z drugiej strony obiły mi się o uszy historie gości, którzy przejadą przez nasze przejście bez kontroli, i to zawsze. Historie z Bezled (stare czasy, ale ludzie jeszcze żyją i funkcjonują w świecie), z Ogrodnik (to samo), z Medyki. Gdzieniegdzie służbistość spotyka się z życiem, mocno realnym, dojmująco bolesnym...
Próba podsumowania: nie trzeba mieć przycisku w programie, żeby zastosować opcję "bez kontroli". Teraz odprawiam kontenery i nieco drobnicy (plus masówkę ze statków), ale bywałem i na bazie promowej (swoisty rodzaj klienta), i na obsłudze rzygaczy zawijających do Bałtijska. Wiem, co znaczy znerwicowany przemytnik (wiem, nie to natężenie i nie ta skala), gotująca się kolejka. Ale wiem też jedno: jak sobie pościelimy, tak będziemy spać. I powtórzę: 1000 fur osobowych w Grzechotkach na jednej zmianie? Nic to. Tak może być i mnie to nie bulwersuje.