Łykend, a więc czas spotkań z rodziną, dla niektórych – dla Despera na szczęście nie, czas ostrego zamiatania pasa i grzebania w VW Passacie, jeszcze dla innych jest to po prostu czas zwykłego obijania gruchy. Ale nie o tym ma być, tylko o smrodzie. Despero jest zbulwersowany pewnym faktem. Otóż w pracy, oprócz konieczności wdychania sztynksu zgniłej kapusty czy cebuli z pobliskiej przetwórni warzywa, zmuszany jest on czasami do oddychania powietrzem skażonym odorem spoconej pachy. I nie chodzi tu bynajmniej o szoferów z WNP, a o niektórych naszych funkcjonariuszy. Despero nie pretenduje do bycia emopedałem, co goli włos pod pachą i smaruje ryj kremem od kurzych łapek, bo potrzebne mu to jest jak zającowi dzwoneczek na siusiaku, jednak zawsze pucuje swoje szlachetne ciało, i to każdego dnia po dwakroć. Despero rozumie, że praca jest ciężka i pot po jajach się leje, ale przepoconym koszulom mówi stanowcze Niet !