Dziś Despero napisze o operacji wspierania polskiegi exportu na wschód pod kryptonimem "Warzywniak", w której co prawda udziału nie brał i nie widział ale słyszeć słyszał.
Parę lat temu kiedy w polskich sadach i na polach nie grasował jeszcze robak i mróz, Białorus pchał swoimi rozkraczonymi furgonami na wschód wszelką zieleninę. Nie spodobało się to jednak komuś, bo kłuło go chyba w oczy, że białoruski dzieciak wpie..dala do śniadania polskie jabłko, a Sasza z Fiodorem zakąszają wódę cebulą wyhodowaną na naszym oborniku. Chcąc temu zaradzić wymyślno, że Baszmak ma ten strategiczny towar zgłosić na dokukmencie SAD, gdyż jego wartość przekraczała 1000 juro i była w ilości jeebitnie handlowej. Sęk w tym, że potrzebna do tego była faktura i jakieś inne fito.
Despero sam nie wie do dziś, skąd grodzieński badylarz miałby je wziąć w sytaucji gdy towar kupił od dziadka co wołem pole orze, cepem młóci a zamiast podpisu stawia X. Po paru dniach gruz nadawał się jedynie do skarmiania świń albo do tłoczni taniego jabola, bo jedynym skrawkiem bumagi jaki posiadał obywatel BY w szoferce, oprócz paszportu, był papier toaletowy. Dziś ten problem chyba zniknął bo jabłka w cenie ananasów i embargo. Ciekawe jest to, że w tym samym czasie, bez problemów, na taks fri jechał hurtowy towar za grube tysiące PeeLeNów.