Do k...y nędzy jaki wat w obrocie wewnątrz unijnym pobiera Słuzba Celna
Poniżej przytoczę parę zdań z artykułu prasowego, który rozjaśni problematykę wyłudzeń VAT:
Najprostszy i jednocześnie najbardziej skuteczny sposób oszustwa to sprzedać coś z VAT, ale nie odprowadzić go do urzędu skarbowego. Żeby się udało, trzeba do takiej transakcji upolować uczciwą i legalną firmę. Jak ją zwabić? Najłatwiej niską ceną. Oszust jest w stanie taką zaproponować, bo przecież z góry zakłada, że 23 proc. zostanie w jego kieszeni. Przykładowa transakcja: uczciwa firma chce kupić olej rzepakowy w transakcji spot, czyli z dostawą natychmiastową. Ile kosztuje olej, wiadomo, bo punktem odniesienia są notowania z giełdy w Amsterdamie. Firma rozsyła oferty i sama je dostaje. I taką znajduje: jest olej, który spełnia jej oczekiwania jakościowe i – co ważniejsze – jego cena jest znacznie niższa niż w Amsterdamie. Uczciwemu kupującemu wydaje się, że dochowuje staranności, bo sprawdza oferenta. Wyciąg z Krajowego Rejestru Sądowego jest, jest także dokument poświadczający, że po drugiej stronie mamy płatnika VAT. Dla kupującego to wystarczy. Strony umawiają się na dostawę i towar przyjeżdża. Sprzedający wystawia fakturę: cena, jaką proponował, plus VAT. Dochodzi do transakcji. Kupujący przelewa pieniądze. Sprzedający powinien odprowadzić 23 proc. VAT do urzędu skarbowego. Ale tego nie robi. – Te 23 proc. staje się dla niego czymś w rodzaju marży.
No dobrze, ale przecież firma była zarejestrowana w KRS, więc wyglądała na poważnego kontrahenta. Ale na to są proste sposoby. Została zarejestrowana na słupa: bezrobotnego, bezdomnego albo osobę przebywającą w hospicjum. Czasem robi się to na skradziony dowód osobisty. A skąd miała towar? Można go najzupełniej legalnie kupić za granicą. Na przykład olej rzepakowy w bliskim nam Magdeburgu. Kupuje się go po cenie rynkowej,
ale dostawa odbywa się na zasadach wewnątrzwspólnotowych: czyli niemiecki sprzedający sprzedaje za cenę netto, bo stawka VAT, jaką się stosuje przy takich transakcjach, to 0 proc., a polski kupujący
powinien zgłosić wewnątrzwspólnotowe nabycie i ten VAT wykazać według stawki podstawowej, czyli 23 proc. Ale tego oczywiście nie robi. – Towar przekracza granicę i znika. Można już nim obracać i jest on tańszy, bo przecież nikt nie zapłacił od niego podatku.
Co dalej? W tym przypadku oszust wykorzystuje proceder nazywany znikającym podatnikiem. Przez 2–3 miesiące dokonuje tylu transakcji, ilu tylko zdoła, zanim urząd skarbowy połapie się, że coś jest nie tak. Gdy zacznie go namierzać, firma znika. Jej założyciele przenoszą się do innego województwa, często zmieniając przy tym branżę. – Dla nich nie ma znaczenia, czym handlują. Ich towarem jest VAT.
Inny sposób jest jak lustrzane odbicie poprzedniego: znikający podatnik udaje
wewnątrzwspólnotową dostawę towaru. W praktyce może wyglądać to tak: do polskiej firmy zgłasza się przedstawiciel przedsiębiorstwa z Czech. I mówi: chcę kupić produkowane przez was cukierki. Dokumenty czeskiego kontrahenta są oczywiście w porządku, firma jest zarejestrowana i jest płatnikiem VAT. Czeski kontrahent stawia tylko jeden warunek: odbiór towaru własnym transportem. I rzeczywiście przyjeżdża tir, polski sprzedający przekazuje towar. Transport odjeżdża. Za 2–3 dni przychodzi dokument transportowy potwierdzający wyjazd ciężarówki do Czech, więc polska firma wystawia fakturę z zerowym VAT w Polsce (bo towar został wyeksportowany na teren UE). I dostaje zapłatę: cenę netto. Ale cukierki nigdy do Czech nie dojeżdżają. Towar pozostaje w Polsce i jest wprowadzany do obrotu w kraju po niższej cenie. Trud, jaki muszą zadać sobie przestępcy w tym przypadku, polega na tym, że trzeba zarejestrować firmę na słupa w innym kraju UE. Co nie jest wcale takim dużym problemem.
Bardziej skomplikowanym mechanizmem wyłudzania jest tzw. karuzela. Oszuści zakładają kilka, a czasem kilkanaście firm, które mają posłużyć do wydłużenia łańcucha dostaw jakiegoś towaru. Jedna z nich zawsze odgrywa wiodącą rolę w procederze: ma kapitał, prawidłowo prowadzi księgowość, składa deklaracje podatkowe, płaci podatki. I to ona dokonuje pierwszego kroku:
sprzedaje na zasadzie wewnątrzwspólnotowej dostawy towar do znikającego podatnika w innym kraju UE. To on jest kolejnym ogniwem w łańcuchu. Zachowuje się tak, jak w poprzednich przykładach – czyli powinien zadeklarować w swoim kraju podatek VAT i go zapłacić. Ale nie robi tego. Znikający podatnik odsprzedaje towar – już z naliczonym VAT – firmie buforowej. Takich buforów w układzie może być nawet kilkadziesiąt. Im więcej, tym lepiej, bo tym większy problem z namierzeniem oszustwa mają służby skarbowe. Bufory odsprzedają sobie towar, aż trafi on do brokera – czyli spółki, która ma zrealizować zysk z całej operacji. Żeby to zrobić, broker musi
dokonać wewnątrzwspólnotowej dostawy – najczęściej do spółki wiodącej. I tu właśnie wykorzystywana jest instytucja zwrotu podatku: broker ma do niego prawo, bo teoretycznie zapłacił ostatniemu z buforów fakturę z 23-proc. VAT (VAT naliczony), a na fakturze wystawionej przez siebie wpisał stawkę 0 proc. (VAT należny) – jak to w eksporcie unijnym. Urzędowi skarbowemu należy się różnica: VAT należny pomniejszamy o naliczony. Skutek jest taki, że urząd skarbowy dokonuje zwrotu nigdy niezapłaconego podatku, a towar wraca do firmy, z której wyszedł.