do postu powyżej- jeden z komentarzy
Kto kiedykolwiek był na wschodniej granicy , wie jak wygląda regularna linia frontu. To jak Reduta Ordona. Z jednej strony garstka celników, wprawdzie dobrze uzbrojonych, odpiera ataki czarnej tłuszczy napchanej papierosami, wódą i czym tam jeszcze nie wiem. To niewyobrażalnie trudne zajęcie, w bezpośrednim kontakcie z różnymi typami spod ciemnej gwiazdy. Jeżeli teraz słyszę ,że pan urzędnik celny z Warszawki, siedzący na ciepłym stołeczku zarabia więcej od celnika na granicy, szlag mnie trafia. Można oczywiście pracować dla idei, ale w tej pracy ma się do czynienia ze zbyt dużą ilością pokus. Po drugiej stronie ukraińscy celnicy nic innego nie robią, tylko rozmawiają cały czas przez komórki. I jeżeli myślicie , że w sprawach służbowych to jesteście w wielkim błędzie. Oni załatwiają interesy prywatne. Interes musi kwitnąc bo na parkingu gdzie parkują stoją same Mercedesy , BMW i Lexusy. Przypominają mi się czasy kiedy granica UE była naszą zachodnią. Było tak samo, jedynie niemieccy celnicy byli całkowicie odporni na korupcję. Dobrze wyszkoleni, wyposażeni i OPŁACENI. Nie było mowy zaproponowaniu czegokolwiek. Z pozoru podobnie wygląda to teraz na naszej wschodniej granicy. Młodzi, nie zepsuci korupcją celnicy ( to widać), próbują walczyć z mrówczą szarańczą. Ale pokusa czeka tylko na okazję i kiedy wreszcie się uda, rozprzestrzeni się ja zaraza. Celnik na pierwszej linii powinien zarabiać tyle, aby nawet nie był w stanie pomyśleć o korupcji. Poza tym ci ludzie żyją tam , w tym środowisku. Dobre wynagrodzenie pozwoli werbować do pracy najlepszych i stworzy stosowny dystans z przemytniczą tłuszczą. Moim zdaniem pieniądze wydane na podwyżki wynagrodzeń celników na granicy, zwrócą się wielokrotnie i pozwolą w normalnych warunkach przekraczać granicę RP.