Od dłuższego już czasu przyglądam się poczynaniom podkarpackich związkowców i z przykrością stwierdzam, że tak naprawdę to nie ma się czemu przyglądać. Te ich poczynania, które de facto winne być ciężką pracą na rzecz Celniczej rodziny są mistyfikacją mającą na celu ukrycie ich braku kompetencji charyzmy i zaangażowania. Zamiast tego karmią nas od lat pustymi frazesami opisującymi ich rzekomą walkę o nasze lepsze jutro. Po wspomnianych latach obserwacji jednoznacznie mogę stwierdzić, że podkarpacki związek Celnicy PL w mojej ocenie nie zrobił nic albo prawie nic ku poprawie naszego losu. Od przewodniczących słyszę notoryczny skowyt: piszemy, wnioskujemy, rozmawiamy, negocjujemy. Tylko drodzy panowie przewodniczący co z tego wynika? Spieszę z odpowiedzią - bo zanim uzyskam ją od was wolę was w tym wyręczyć – NIC!!!. Bo was wyręczyć pasowało by we wszystkim, bo nie potraficie nic, ale to nic załatwić. Przykładów cytował nie będę bo po pierwsze to długa i nudna lektura, która może doprowadzić do szewskiej pasji a po drugie leżącego się nie kopie więc odpuszczę sobie ten słowotok (ale jeżeli byłby ktoś zainteresowany to służę w tej kwestii). Natomiast z tego miejsca chciałbym przedstawić diagnozę, która tłumaczyła by ten stan rzeczy. Na początek pytanie, czy ktokolwiek z was zaryzykowałby ciepłą posadkę dla sprawy, dobra ogółu? Zapewne przy tak postawionym pytaniu przy audytorium liczącym kilkaset osób znalazłby się szaleniec i rękę by podniósł, tak dla zabawy bądź pod wpływem adrenaliny. Ale daję głowę, że nie byłby to żaden z „prominentnych” Związkowców Podkarpackiego Związku Celnicy PL. Miałem okazję zobaczyć w jakich warunkach pracuje pan przewodniczący ( tu głownie do funkcjonariuszy granicznych ) Ten człowiek w ciągu tygodnia pracy siedząc w ciepełku wykonuje mniej więcej tyle co wy na pasach w trzy cztery godziny. Ktoś taki nie jest w stanie za wszelką cenę walczyć o wasze podwyżki, przywileje, nagrody mając z tyłu głowy, że jak zbyt mocno uderzy w czuły punk przełożonych otrzyma bilet na granicę gdzie czeka go płacz, ból i zgrzytanie zębami. Zdaję sobie sprawę, że po tym poście pojawi się stanowisko przewodniczących, że chętnie zrezygnują niech ktoś inny się tym zajmie i temu podobne. Oznaczało to będzie, iż po pierwsze nie podołali (bo nie mogli), po drugie są świadomi tego, że nikt po nich nie przejmie tak rozpieprzonych struktur z góry skazanych na porażkę, z którymi nikt nigdy liczył się nie będzie. Panowie związkowcy przyznajcie przed wszystkimi, że jesteście nieudolni a kierowanie Związkiem to nie tylko możliwość zasiadania na ciepłym stołku ale także możliwość podróży, wycieczek i wręczania sobie orderów Bóg jeden raczy wiedzieć za co. Odnoszę wrażenie że to ostatnie zdanie nawiązuje jakby do systemu obowiązującego w PRL.
Urażonych - nie przepraszam,
Nagradzanym - gratuluje,
Bez honoru – przeklinam,
Ambitnych - motywuje.
Nagradzanym - gratuluje,
Bez honoru – przeklinam,
Ambitnych - motywuje.