Rząd chce blokować strony z hazardem, ale nikt nie wie jak
Rząd chce blokować strony z hazardem, ale nikt nie wie jak
Tomasz Grynkiewicz, Wyborcza.biz, 2009-11-19
Poruszamy się jak dzieci we mgle. Projekt mówi o blokowaniu, ale ogólnikowo. I choć rząd zakłada, że koszty blokowania stron będą ograniczone, mogą sięgnąć kilku-kilkunastu milionów złotych - mówią operatorzy.
Chodzi o projekt ustawy, którą w ekspresowym tempie przygotował resort finansów. Projekt może mocno zmienić polski internet. Rząd chce, by powstała lista stron, które będą musieli blokować dostawcy internetowi.
Resort finansów do jednego worka wrzucił firmy e-hazardowe, strony pedofilskie, witryny propagujące faszyzm i inne systemy totalitarne, a także witryny używane przez oszustów finansowych (np. podszywające się pod strony banków).
To one miałyby trafić do tzw. "rejestru stron i usług niedozwolonych" - rejestr ma prowadzić Urząd Komunikacji Elektronicznej, informacje, kogo blokować, mają dostarczać odpowiednie służby.
Rząd w blokowaniu stron wielkich problemów nie widzi. W uzasadnieniu czytamy, że "koszty ponoszone przez przedsiębiorcę telekomunikacyjnego będą ograniczone do stworzenia prostego oprogramowania filtrującego oraz dokonującego aktualizacji blokowania adresów".
Operatorzy, których rząd nie zapytał wcześniej o zdanie przy konsultacjach projektu, nie podzielają jednak rządowego optymizmu. - My tak naprawdę dopiero analizujemy, co ten projekt może dla nas oznaczać - mówi "Gazecie" Stanisław Szuder, wiceprezes sekcji operatorów telekomunikacyjnych w Krajowej Izbie Gospodarczej Elektroniki i Telekomunikacji. - Zapisy są tak ogólnikowe, nie wiadomo, co konkretnie blokować i jak. Niektórzy operatorzy już szacują, że zbudowanie systemów, które miałyby spełnić oczekiwania rządu, może kosztować kilka, nawet kilkanaście milionów złotych - dodaje.
Operatorów martwi też sama nazwa - "Rejestr stron i usług niedozwolonych". - Pół biedy, jeśli dostaniemy adres strony do zablokowania. Ale nie bardzo potrafię sobie wyobrazić, jak zostaną zdefiniowane usługi. Bo co zrobić, jeśli pod jednym adresem internetowym będą świadczone różne usługi, a blokować trzeba będzie jedną? - pyta Szuder.
Nie wiadomo też, jak z technicznego punktu widzenia ma wyglądać sam rejestr - w projekcie zapisano, że ma to być "system informatyczny", ale szczegóły mają dopiero powstać w rozporządzeniu premiera. UKE w środę ogłosiło, że zaczyna zbierać uwagi do rejestru. Operatorzy nie wiedzą jednak, czy będą musieli być na stałe podłączeni do rejestru (jak np. w przypadku centralnej bazy numerów, gdzie duzi operatorzy mają mieć własny punkt styku z bazą), czy tylko raz na jakiś czas doń zaglądać i aktualizować u siebie listę stron do blokowania.
Inny problem to brak... vacatio legis dla operatorów. - Nie znamy obowiązków, a w ustawie zapisano, że wchodzi w życie 14 dni od ogłoszenia. Mało prawdopodobne, że komukolwiek uda się zbudować system do filtrowania i monitorowania ruchu w sieci - mówi Szuder.
I dodaje, że izba będzie naciskała na to, by możliwie jasno sprecyzować obowiązki operatorów. - Projekt przewiduje kary do 3 proc. przychodów, jeśli firma nie zastosuje się do nowych wymogów. A nie możemy oczekiwać sytuacji, że rząd tworzy prawo, a operatorzy myślą: "Jakoś to będzie" - mówi.
Operatorzy obawiają się też, że projekt zostanie najpierw uchwalony, a dopiero potem - już po wejściu w życie - będzie łatany poprawkami. - A to o tyle istotne, że dłubanie w projekcie na papierze może wyglądać na kosmetykę, a potem się okaże, że trzeba system filtrów budować na nowo. A kiedy mamy planować budżety? - zżyma się dyrektor techniczny jednego z operatorów.