• Witaj na stronie i forum Związku Zawodowego Celnicy PL!
    Nasz Związek zrzesza 6783 członków.

    Wstąp do nas! (KLIKNIJ i zapisz się elektronicznie!)
    Albo jeśli wolisz zapisać się w tradycyjny sposób wyślij deklarację (Deklaracja do pobrania! Kliknij!)
    Korzyści i ochrona wynikająca z członkostwa w ZZ Celnicy PL (KLIKNIJ) plus inne benefity, np. zniżki na paliwo!
    Konto Związku 44 1600 1462 0008 2567 1607 7001 w BGŻ BNP PARIBAS

Niemcy uprowadzili polskich celników

Jest dalszy ciąg sprawy porwania, cała sprawa jest troszeczkę dziwna, gdyż zgodnie z prawem międzynarodowym w którym stosuje sie LEX BANDERAS, to teren statku jest traktowany jako teren kraju w którym armator jest zarejestrowany. W myśl tego prawa nasi operacyjni :lol: funkcjonariusze chcieli przeprowadzić kontrolę na terytorium Niemiec. 8)

Polacy nie strzelali do niemieckiego statku

Polska Straż Graniczna nie użyła broni ostrej w podczas wtorkowego zajścia z udziałem niemieckiego statku wycieczkowego nieopodal Świnoujścia, oddano jedynie dwa świetlne sygnały ostrzegawcze.

Były to dwie zielone rakiety nakazujące jednostce bezwzględne zatrzymanie się - powiedział w czwartek Tadeusz Gruchalla, p.o. rzecznika komendanta Morskiego Oddziału Straży Granicznej w Gdyni.

Jak podkreślił, funkcjonariusze SG zastosowali się ściśle do przepisów określających sposoby postępowania w podobnych sytuacjach na morzu.

Gruchalla zapewnił, że nie strzelano z broni ostrej mimo, że zgodnie z obowiązującym prawem SG może oddać strzały z broni ostrej w sytuacji, gdy jednostka nie reaguje na wcześniejsze wezwania do zatrzymania się i płynie dalej. - Najgorszą rzeczą byłoby strzelanie do statku. Nasi funkcjonariusze zachowali zimną krew - powiedział. Dodał, że polska SG cały czas była w kontakcie z niemiecką strażą i to Niemcy przekazali wiadomość, że statek kieruje się do niemieckiego portu.

Niemiecka prywatna stacja telewizyjna n-tv podała, powołując się na członków niemieckiej załogi statku, że polscy funkcjonariusze straży granicznej oddali do statku strzały "z pistoletów maszynowych bądź karabinów". Podobną sugestię zawiera materiał opublikowany w lokalnym dzienniku "Nordkurier".

Rzecznik armatora, przedsiębiorstwa Adler Schiffe, odmówił skomentowania doniesień o strzałach. - Nie chcę dalszej eskalacji konfliktu - powiedział niemieckiej agencji dpa. Statek nie został trafiony - dodaje agencja. Rzecznik Policji Federalnej Andreas Bebensee powiedział, że na niemieckich wodach terytorialnych nie padły strzały. Nie potrafił jednak powiedzieć, czy miało to miejsce na polskich wodach terytorialnych.

Gruchalla zaznaczył, że polska jednostka SG, która włączyła się do akcji, jedynie okrążyła niemiecki statek nie zajeżdżając mu drogi. - Ale on wyraźnie nie miał zamiaru się zatrzymać, to było widać po jego taktyce - wyjaśnił.

Gruchalla poinformował, że SG zwróciła się do administracji morskiej w Szczecinie o "wyciągnięcie wszelkich konsekwencji" wobec armatora za naruszenie przepisów portowych. - Za naruszenie przepisów granicznych komendant MOSG ukaże armatora prawdopodobnie karą finansową - zapowiedział, dodając, że wysokość tej kary będzie m.in. zależeć od wyjaśnień strony niemieckiej.

Dodał też, że SG wprowadziła statek "Adler Dania" do swojego rejestru jako "statek podejrzany". - Oznacza to, ze statek ten złamał prawo i z chwilą pojawienia się na polskim obszarze morskim zostanie zatrzymany - wyjaśnił. Podobnie będzie potraktowany kapitan jednostki, gdy przekroczy granicę naszego kraju.

Do incydentu doszło we wtorek po południu w pobliżu Świnoujścia, gdy statek "Adler Dania" należący do niemieckiego armatora Adler Schiffe wpłynął na polskie wody terytorialne. Znajdujący się na nim nieumundurowani polscy celnicy, którzy stwierdzili, że alkohol i papierosy sprzedawane są bez polskich znaków akcyzy, zapowiedzieli przeprowadzenie kontroli. Kapitan odmówił jednak i zawrócił statek, który znajdował się zaledwie około 10 metrów od nabrzeża portu w Świnoujściu. Mimo wezwań celników do zatrzymania się, jednostka opuściła polskie wody terytorialne i powróciła do niemieckiego portu w Heringsdorfie.

Strona polska uznała postępowanie kapitana za uprowadzenie celników. Natomiast armator twierdzi, że polscy funkcjonariusze nie mieli, poza polskimi legitymacjami, żadnych międzynarodowych dokumentów ani nakazu rewizji. Nie było również tłumacza. Kapitan zachował się jak w przypadku zamachu na statek i powrócił do macierzystego portu - podano w komunikacie armatora.

Armator zapowiedział ponowne uruchomienie wstrzymanych w środę kursów do polskich portów. - Nie poddajemy się. Nie jesteśmy przecież w stanie wojny - powiedział Alwin Mueller, szef biura w Heringsdorf. "Adler Dania" zostanie jednak zastąpiona innym statkiem, gdyż strona polska uznała jednostkę za niepożądaną.

Źródło informacji: PAP
 
To nie była niemiecko-polska bitwa morska

"To nie była niemiecko-polska bitwa morska"
O tym, jak spór o alkohol i papierosy doprowadził do niemiecko-polskiej utarczki, pisze Thomas Urban w "Süddeutsche Zeitung".
Co się wydarzyło we wtorek po południu na niemieckim statku Adler Dania, który płynął z położonego nad Bałtykiem Heringsdorf do polskiego Świnoujścia? Padły strzały – ale kto strzelał i czym? Niemiecka agencja informacyjna doniosła: "Polacy ostrzelali niemiecki statek wycieczkowy". Polska gazeta "Rzeczpospolita" oznajmiła natomiast: "Niemcy uprowadzili polskich celników".

Pewne jest tylko, że Adler Dania nie dotarł do portu w Świnoujściu, bo zawrócił, gdy ten był już w polu widzenia. Ścigała go przy tym łódź patrolowa polskiej straży granicznej, która otworzyła ogień. Jednak już w tym punkcie wypowiedzi znacznie się różnią. W relacji kapitana Heinza Arendta co najmniej jeden polski pogranicznik strzelił z ręcznej broni palnej. Polska straż graniczna podaje, że zostały odpalone jedynie dwie zielone rakiety sygnalizacyjne jako wezwanie do zatrzymania się. Ale kapitan nadal utrzymywał kurs statku, zmierzając pełną mocą silników w stronę niemieckich wód terytorialnych. Ponadto pewne jest to, co się zdarzyło wcześniej: gdy statek znajdował się na polskich wodach terytorialnych, trzech celników w cywilu – kobieta i dwóch mężczyzn – podeszło do kapitana i poinformowało go, że na pokładzie skonfiskowane zostają papierosy i wyroby alkoholowe, ponieważ nie posiadają polskich znaków celnych. Na statku faktycznie znajdowała się tego cała masa. Jednostka ta bowiem specjalizuje się w organizacji tzw. Butterfahrten – podróży połączonych z tanimi zakupami. Na wodach międzynarodowych oferowane są tanio napoje alkoholowe i wyroby tytoniowe.

Jednak "sprzedaż bezcłowa" została zniesiona, gdy Polska przed dwoma laty przystąpiła do Unii Europejskiej. Interes na pełnym morzu nie nazywa się teraz u armatora Adlera "duty free", lecz "travel free". A to, jak mówią polskie organa celne, stanowi naruszenie unijnego prawa. Rzecznik armatora nie chce uznać tego zarzutu i przechodzi do ofensywy: polscy celnicy w przeszłości wielokrotnie konfiskowali towary, choć nie byli w stanie okazać obowiązujących międzynarodowych dokumentów. Skonfiskowany towar odtransportowywali w prywatnych samochodach – tylko w ciągu ostatnich dwóch lat było to ponad pół miliona papierosów.

We wtorek, według wersji kapitana Arendta, troje celników nie przedłożyło ani nakazu rewizji, ani międzynarodowych legitymacji służbowych. Sądził, że jest to napad i zgodnie z zasadami bezpieczeństwa w komunikacji okrętowej zmienił kurs, zawracając do Niemiec. Twierdzi, że rakiet sygnalizacyjnych rzekomo nie zauważył. W Heringsdorf trójką polskich celników zajęła się niemiecka policja, jednak po sprawdzeniu tożsamości odstawiła ich z powrotem do Polski.

W Berlinie i w Warszawie dokłada się starań, by nie robić z tego incydentu wielkiej sprawy. O "niemiecko-polskiej wojnie morskiej", jak nazwały to gazety, nie może być mowy – powiedzieli rzecznicy obu ministerstw spraw zagranicznych.

Faktycznie wiele przemawia za tym, że chodzi tu raczej o utarczkę pomiędzy armatorem a organem celnym, w której obie strony dotychczas bardzo swobodnie interpretowały niektóre przepisy na własną korzyść. Byłaby to tym samym druga "niemiecko-polska bitwa morska" w ciągu ostatnich dwóch miesięcy, która okazuje się burzą w szklance wody. W sierpniu polskie media i politycy lamentowali z powodu „poważnej prowokacji Bundesmarine”, która ponoć doprowadziła niemalże do katastrofy. Niemiecka marynarka zgłosiła ćwiczenia na wodach międzynarodowych. Niespodziewanie do obszaru manewrów zbliżył się polskim prom, jednak po wezwaniu przez radio mógł w porę zmienić kurs. Po pierwszym wzburzeniu okazało się, że władze nie przekazały żegludze informacji o manewrach.

Nikomu nic się wówczas nie stało, podobnie jak teraz na Adler Dania. Na tym statku jednak kapitanowi "puściły nerwy". Tak mówi jego własny szef. Polska prokuratura prowadzi teraz dochodzenie przeciwko Arendtowi z powodu zatrzymania i uprowadzenia osób urzędowych. Niemieckie przedsiębiorstwo żeglugowe w odpowiedzi złożyło doniesienie na polskie służby celne z powodu przywłaszczenia skonfiskowanych towarów.
 
Niemiecki statek znów płynie do Polski

Niemiecki statek znów płynie do Polski 8) :twisted: :lol:

We wtorek statek "Adler Dania" uprowadził polskich celników /AFP1 godz. 36 minut temu

Trzy dni po incydencie granicznym w okolicach wyspy Uznam Niemcy wznowili żeglugę do Polski. Statek "Adler XI" niemieckiego armatora z ok. 200 pasażerami wyruszył w piątek do Międzyzdrojów - poinformował przedstawiciel armatora Adler Schiffe.

Agencja dpa informuje, że nie występowano o dodatkowe zezwolenie polskich władz; zdaniem niemieckiego armatora, nie jest to potrzebne, ponieważ chodzi o wznowienie regularnych rejsów.

Do wtorkowego incydentu doszło, gdy statek "Adler Dania" wpłynął na polskie wody terytorialne i znajdujący się na nim nieumundurowani polscy celnicy uznali, że sprzedawane na pokładzie alkohol i papierosy nie mają polskich znaków akcyzy i zapowiedzieli przeprowadzenie kontroli. Kapitan odmówił i zawrócił statek z celnikami na pokładzie do niemieckiego portu w Heringsdorf.

- Wbrew twierdzeniom strony niemieckiej polska Straż Graniczna zapewnia, że nie użyła broni ostrej podczas wtorkowego zajścia. Oddano jedynie dwa świetlne sygnały ostrzegawcze, były to dwie zielone rakiety, nakazujące jednostce zatrzymanie się - powiedział Tadeusz Gruchalla, p.o. rzecznika komendanta Morskiego Oddziału Straży Granicznej w Gdyni.

Niemcy uprowadzili polskich celników
Jak podkreślił, funkcjonariusze SG zastosowali się ściśle do przepisów określających sposoby postępowania w podobnych sytuacjach na morzu.

Statki wycieczkowe Adlera pływają na trasie między Świnoujściem i Międzyzdrojami a trzema niemieckimi kurortami: Heringsdorf, Ahlbeck i Bansin
 
Sprawy raczej juz się nie wyciszy, zatacza coraz szersze kręgi międzynarodowe, może ktos z samego Szczecina zabierze głos w sprawie? Może nawet nie mówić DZIEŃ DOBRY 8)


Niemcy–Polska: szkodliwy incydent ze statkiem


– Strzały do niemieckiego statku spacerowego w okolicach wyspy Uznam obciążają niemiecko-polskie stosunki oraz stosunki między UE i Polską – uważa szef komisji spraw zagranicznych Europejskiego Parlamentu, Elmar Brok. Wypowiedź polityka niemieckiej CDU dla wychodzącej w niedzielę gazety „Bild am Sonntag” zamieściła w sobotę na swojej stronie internetowej stacja telewizyjna n-tv.

Do incydentu doszło we wtorek, gdy statek „Adler Dania” wpłynął na polskie wody terytorialne nieopodal Świnoujścia. Znajdujący się na statku nieumundurowani polscy celnicy uznali, że sprzedawane na pokładzie alkohol i papierosy nie mają polskich znaków akcyzy i zapowiedzieli przeprowadzenie kontroli. Kapitan nie zgodził się, zawrócił statek i powrócił do portu w niemieckim Heringsdorf. Usiłując zatrzymać jednostkę polska Straż Graniczna oddała – jak twierdzi – dwa świetlne strzały ostrzegawcze.
W niemieckich mediach, powołujących się na członków załogi statku, pojawiły się sugestie, że polscy funkcjonariusze ostrzelali go z broni palnej.

– Polskie kierownictwo stara się prowokować wszędzie tam, gdzie się tylko da, aby odwrócić uwagę od swoich złych wyników sondażowych. Nie znam podobnych wzorów zachowania w historii UE – powiedział Elmar Brok. Polityk zaapelował do polskich władz, by „nie wzbudzały w dalszym ciągu w polskim narodzie antyniemieckich i antyeuropejskich nastrojów” – czytamy.

„Bild am Sonntag” przytacza także wypowiedź przewodniczącej Związku Wypędzonych (BdV) Eriki Steinbach. – Należy stwierdzić, że Polacy zbyt szybko unoszą się gniewem: z powodu wypędzenia, z powodu niemiecko-rosyjskiego gazociągu, z powodu niemieckiej satyry, a teraz z powodu niemieckiego statku – powiedziała Steinbach. – Nakazem chwili jest spokój. Tylko w ten sposób można zapobiec dalszemu pogorszeniu niemiecko-polskich stosunków – uważa szefowa BdV.

(PAP)
 
Back
Do góry