G
Guest
Gość
Mały chyba trochę przesadził z tą pogonią za wynikami
Follow along with the video below to see how to install our site as a web app on your home screen.
Notka: This feature may not be available in some browsers.
Polacy nie strzelali do niemieckiego statku
Polska Straż Graniczna nie użyła broni ostrej w podczas wtorkowego zajścia z udziałem niemieckiego statku wycieczkowego nieopodal Świnoujścia, oddano jedynie dwa świetlne sygnały ostrzegawcze.
Były to dwie zielone rakiety nakazujące jednostce bezwzględne zatrzymanie się - powiedział w czwartek Tadeusz Gruchalla, p.o. rzecznika komendanta Morskiego Oddziału Straży Granicznej w Gdyni.
Jak podkreślił, funkcjonariusze SG zastosowali się ściśle do przepisów określających sposoby postępowania w podobnych sytuacjach na morzu.
Gruchalla zapewnił, że nie strzelano z broni ostrej mimo, że zgodnie z obowiązującym prawem SG może oddać strzały z broni ostrej w sytuacji, gdy jednostka nie reaguje na wcześniejsze wezwania do zatrzymania się i płynie dalej. - Najgorszą rzeczą byłoby strzelanie do statku. Nasi funkcjonariusze zachowali zimną krew - powiedział. Dodał, że polska SG cały czas była w kontakcie z niemiecką strażą i to Niemcy przekazali wiadomość, że statek kieruje się do niemieckiego portu.
Niemiecka prywatna stacja telewizyjna n-tv podała, powołując się na członków niemieckiej załogi statku, że polscy funkcjonariusze straży granicznej oddali do statku strzały "z pistoletów maszynowych bądź karabinów". Podobną sugestię zawiera materiał opublikowany w lokalnym dzienniku "Nordkurier".
Rzecznik armatora, przedsiębiorstwa Adler Schiffe, odmówił skomentowania doniesień o strzałach. - Nie chcę dalszej eskalacji konfliktu - powiedział niemieckiej agencji dpa. Statek nie został trafiony - dodaje agencja. Rzecznik Policji Federalnej Andreas Bebensee powiedział, że na niemieckich wodach terytorialnych nie padły strzały. Nie potrafił jednak powiedzieć, czy miało to miejsce na polskich wodach terytorialnych.
Gruchalla zaznaczył, że polska jednostka SG, która włączyła się do akcji, jedynie okrążyła niemiecki statek nie zajeżdżając mu drogi. - Ale on wyraźnie nie miał zamiaru się zatrzymać, to było widać po jego taktyce - wyjaśnił.
Gruchalla poinformował, że SG zwróciła się do administracji morskiej w Szczecinie o "wyciągnięcie wszelkich konsekwencji" wobec armatora za naruszenie przepisów portowych. - Za naruszenie przepisów granicznych komendant MOSG ukaże armatora prawdopodobnie karą finansową - zapowiedział, dodając, że wysokość tej kary będzie m.in. zależeć od wyjaśnień strony niemieckiej.
Dodał też, że SG wprowadziła statek "Adler Dania" do swojego rejestru jako "statek podejrzany". - Oznacza to, ze statek ten złamał prawo i z chwilą pojawienia się na polskim obszarze morskim zostanie zatrzymany - wyjaśnił. Podobnie będzie potraktowany kapitan jednostki, gdy przekroczy granicę naszego kraju.
Do incydentu doszło we wtorek po południu w pobliżu Świnoujścia, gdy statek "Adler Dania" należący do niemieckiego armatora Adler Schiffe wpłynął na polskie wody terytorialne. Znajdujący się na nim nieumundurowani polscy celnicy, którzy stwierdzili, że alkohol i papierosy sprzedawane są bez polskich znaków akcyzy, zapowiedzieli przeprowadzenie kontroli. Kapitan odmówił jednak i zawrócił statek, który znajdował się zaledwie około 10 metrów od nabrzeża portu w Świnoujściu. Mimo wezwań celników do zatrzymania się, jednostka opuściła polskie wody terytorialne i powróciła do niemieckiego portu w Heringsdorfie.
Strona polska uznała postępowanie kapitana za uprowadzenie celników. Natomiast armator twierdzi, że polscy funkcjonariusze nie mieli, poza polskimi legitymacjami, żadnych międzynarodowych dokumentów ani nakazu rewizji. Nie było również tłumacza. Kapitan zachował się jak w przypadku zamachu na statek i powrócił do macierzystego portu - podano w komunikacie armatora.
Armator zapowiedział ponowne uruchomienie wstrzymanych w środę kursów do polskich portów. - Nie poddajemy się. Nie jesteśmy przecież w stanie wojny - powiedział Alwin Mueller, szef biura w Heringsdorf. "Adler Dania" zostanie jednak zastąpiona innym statkiem, gdyż strona polska uznała jednostkę za niepożądaną.
Źródło informacji: PAP
Niemcy–Polska: szkodliwy incydent ze statkiem
– Strzały do niemieckiego statku spacerowego w okolicach wyspy Uznam obciążają niemiecko-polskie stosunki oraz stosunki między UE i Polską – uważa szef komisji spraw zagranicznych Europejskiego Parlamentu, Elmar Brok. Wypowiedź polityka niemieckiej CDU dla wychodzącej w niedzielę gazety „Bild am Sonntag” zamieściła w sobotę na swojej stronie internetowej stacja telewizyjna n-tv.
Do incydentu doszło we wtorek, gdy statek „Adler Dania” wpłynął na polskie wody terytorialne nieopodal Świnoujścia. Znajdujący się na statku nieumundurowani polscy celnicy uznali, że sprzedawane na pokładzie alkohol i papierosy nie mają polskich znaków akcyzy i zapowiedzieli przeprowadzenie kontroli. Kapitan nie zgodził się, zawrócił statek i powrócił do portu w niemieckim Heringsdorf. Usiłując zatrzymać jednostkę polska Straż Graniczna oddała – jak twierdzi – dwa świetlne strzały ostrzegawcze.
W niemieckich mediach, powołujących się na członków załogi statku, pojawiły się sugestie, że polscy funkcjonariusze ostrzelali go z broni palnej.
– Polskie kierownictwo stara się prowokować wszędzie tam, gdzie się tylko da, aby odwrócić uwagę od swoich złych wyników sondażowych. Nie znam podobnych wzorów zachowania w historii UE – powiedział Elmar Brok. Polityk zaapelował do polskich władz, by „nie wzbudzały w dalszym ciągu w polskim narodzie antyniemieckich i antyeuropejskich nastrojów” – czytamy.
„Bild am Sonntag” przytacza także wypowiedź przewodniczącej Związku Wypędzonych (BdV) Eriki Steinbach. – Należy stwierdzić, że Polacy zbyt szybko unoszą się gniewem: z powodu wypędzenia, z powodu niemiecko-rosyjskiego gazociągu, z powodu niemieckiej satyry, a teraz z powodu niemieckiego statku – powiedziała Steinbach. – Nakazem chwili jest spokój. Tylko w ten sposób można zapobiec dalszemu pogorszeniu niemiecko-polskich stosunków – uważa szefowa BdV.
(PAP)