Fajki niezgody
Niemieckie władze celne żądają od szczecińskiego przedsiębiorcy 25 mln euro za szmugiel papierosów do Niemiec, choć nie mają żadnych dowodów winy Polaka
Kłopoty Grzegorza Smolnego rozpoczęły się 25 sierpnia 2005 roku wraz z nadejściem pewnego listu. Smolny osobiście wyjął przesyłkę ze skrzynki pocztowej. W środku znajdowała się 22-stronnicowa decyzja urzędowa, poparta faktami, liczbami i odsetkami. Po zapoznaniu się z treścią pisma pośrednik w branży nieruchomości ze Szczecina zrozumiał tylko tyle, że w przeciągu dziesięciu dni ma zapłacić 25 mln euro zaległych podatków plus odsetki. Nadawcą listu były niemieckie władze celne.
W pierwszej chwili Grzegorz Smolny pomyślał, że to jakiś kiepski żart. Czuł się absolutnie niewinny zarzucanych mu czynów, dlatego nie zapłacił ani grosza i uznał sprawę za niebyłą. Dzisiaj już wie, że z niemieckimi władzami celnymi nie ma żartów, ponieważ w razie potrzeby potrafią nagiąć prawo na swoją korzyść. Smolny podzielił los innych osób, które zignorowały decyzję podatkową z nakazem płatniczym. Niemieckie prawo przewiduje, że potencjalny dłużnik ma miesiąc czasu na złożenie odwołania - w przeciwnym razie decyzja wchodzi w życie. Grzegorz Smolny popełnił błąd zaniechania, który próbował naprawić odwołując się do wszystkich instancji sądowych. Do dnia dzisiejszego - bez powodzenia.
Zdaniem hanowerskich celników Smolny został słusznie obciążony kwotą 25 milionów euro, bo jak by nie było trudnił się przemytem papierosów. Nie chodzi o kilka kartonów ukrytych w bagażniku samochodu, lecz całe wagony kontrabandy, przemycone do Niemiec w profesjonalny sposób na przestrzeni wielu lat. W pismie urzędowym napisano, że w toku śledztwa celnicy obliczyli, iż z pomocą Smolnego przeszmuglowano do Niemiec 168 milionów papierosów. Urząd celny nie chce zająć oficjalnego stanowiska w całej sprawie, powołując się na tajemnicę skarbową. Władze celne wystawiły Smolnemu rachunek za rzekomo nieodprowadzone cło, akcyzę na wyroby tytoniowe oraz podatek obrotowy od importu. Hamburski Instytut Gospodarki Światowej oblicza, że rokrocznie niemiecki fiskus traci co najmniej cztery miliardy euro z tytułu papierosowego przemytu. W takim kontekście obciążenie kogoś sumą 25 mln euro wydaje się niemałym sukcesem.
Według Bernharda Bytomskiego, hamburskiego adwokata Grzegorza Smolnego żądania władz celnych wobec jego klienta są nie tylko nieuzasadnione, ale i skandaliczne. W jego oczach Grzegorz Smolny padł ofiarą niemieckiej biurokracji, a przypadek Polaka symbolizuje upadek niemieckiego państwa prawa. Adwokat mówi nawet o istnieniu "struktur mafijnych", których można się raczej spodziewać w krajach będących na bakier z praworządnością. Adwokat oburza się nie bez powodu. Okazuje sie, że władze celne nie dysponują żadnymi dowodami winy Smolnego. Polaka ani razu nie złapano na przejściu granicznym na przemycie papierosów i żaden sędzia nie skazał go prawomocnym wyrokiem za jakiekolwiek przestępstwo. Mało tego. Smolnego nigdy nie wezwano nawet na przesłuchanie w charakterze świadka lub oskarżonego. Szczeciński przedsiębiorca zdecydowanie zaprzecza, że organizował przemyt papierosów. Obecnie zapadł się pod ziemię i nawet adwokat nie może się z nim skontaktować.
Funkcjonariusze niemieckich służb celnych zainteresowali się Smolnym na podstawie podsłuchu jego rozmów telefonicznych. Najwyraźniej wyniki operacji podsłuchowej nie były szczególnie owocne, ale mimo to wszczęto śledztwo wobec Polaka. Nie do końca jest jasne, jaką treść zawierały przechwycone rozmowy i w jaki sposób władze celne obliczyły ilość przemyconych papierosów i należne cło. W każdym bądź razie urząd celny w Hanowerze nie chce wypowiadać się w tej sprawie.
W międzyczasie prokurator generalny przy sądzie krajowym w Verden uznał, że założony podsłuch telefoniczny jest niezgodny z prawem, nawet gdyby dostarczył namacalnych dowodów winy Polaka. "Die Süddeutsche Zeitung" dysponuje pismem od prokuratora generalnego prowadzącego śledztwo w sprawie szajki przemytników papierosów. Urzędnik po dokładnej lekturze akt śledztwa doszedł do wniosku, że śledztwo nie ma żadnych widoków powodzenia i zawiesił dochodzenie nie tylko wobec Smolnego, ale także pozostałych podejrzanych. Prokurator uzasadnił decyzję karygodnymi błędami popełnionymi przez organy śledcze. Dotyczyły one założenia podsłuchów telefonicznych i działań tajnych śledczych, których włączono do dochodzenia zbyt pośpiesznie, bez wystarczających podstaw prawnych.
Te informacje zakomunikował Grzegorzowi Smolnemu jego adwokat wiosną ubiegłego roku. Niestety, jego klient był już biedny jak mysz kościelna, ponieważ w 2007 roku niemieckie władze celne skonfiskowały jego majątek w Polsce. Smolny stracił firmę, przyjaciół i mieszkanie. Deweloper zamieszkał u matki bez jednego grosza przy duszy. Wtedy zatrudnił niemieckiego adwokata Bernharda Bytomskiego, aby prowadził jego sprawę.
Bytomski jest pełen optymizmu, przyjmując zlecenie w 2007 roku. Wtedy jeszcze nie wie, że zarzuty pod adresem jego klienta są naciągane i przypominają kolosa na glinianych nogach. Adwokat doszedł do takich wniosków po lekturze decyzji podatkowej z nakazem płatniczym, przysłanej Polakowi. Prawnik uważa, że zarzuty przedstawione w piśmie są za całkowicie bezpodstawne, ponieważ opierają się na domysłach, a nie dowodach. Niestety, na odwołanie się od decyzji władz celnych jest już za późno, dlatego adwokat podejmuje kroki w celu uchylenia decyzji podatkowej. Hamburski sędzia finansowy przyznaje rację argumentacji Bernharda Bytomskiego. W uzasadnieniu unieważnienia decyzji służb celnych stwierdza, że "naruszono w jaskrawy sposób zasady praworządności”. Jednak władze celne składają odwołanie i cała sprawa ląduje w Federalnym Trybunale Finansowym. Ten z kolei uznaje apelację władz celnych i uchyla wyrok sądu niższej instancji. Bytomski i Smolny składają skargę do Federalnego Trybunały Konstytucyjnego, ale ten nie widzi powodu, aby zająć się sprawą Smolnego i nawet nie przyjmuje jej do rozpatrzenia.
Wtedy Bytomski przygotowuje pismo, w którym nie tylko domaga się natychmiastowego uchylenia decyzji o zapłacie podatku przez Smolnego, ale także żąda wyrównania szkód finansowych poniesionych przez jego klienta. Adwokat znajduje w aktach sprawy nazwiska pozostałych współoskarżonych i nawiązuje kontakt z ich adwokatami. Wtedy zamiera ze zdziwienia. Otóż dowiaduje się rewelacji, które są zamierzchłą historią, napisaną przez prokuratora z Verden w 2005 roku. Bowiem gdy Bytomski i Smolny procesowali się z władzami celnymi, inni podejrzani o przemyt złożyli podania z prośbą o uchylenie postanowienia o zapłacie cła - i urząd celny przychylił się do ich prośby. Na tej podstawie Bytomski doszedł do wniosku, że urząd celny świadomie zataił znane sobie fakty, zarówno przed adwokatem Smolnego, jak i niemieckim wymiarem sprawiedliwości. Urząd celny odmawia zajęcia oficjalnego stanowiska w tej sprawie. Zamiast tego rzecznik prasowy przysyła ogólnikowe pouczenie prawne: kto zaniedbuje złożenia odwołania w terminie przewidzianym prawem, ten musi liczyć się z konsekwencjami.
Jednak w grudniu ubiegłego roku niemiecki urząd celny przysłał Bytomskiemu pismo, w którym przyznał, że wezwanie do zapłaty cła zostało wydane niezgodnie z prawem. Niestety, urząd nie dysponował wcześniej tego rodzaju wiedzą. Koniec końców decyzja została wydana i nie może zostać cofnięta. Bytomski i Smolny nie mieli zamiaru zadowolić się tego rodzaju argumentacją, ponieważ władze celne mogą bez problemu uchylić wezwanie do zapłaty cła, tym bardziej, że wydano je niezgodnie z prawem. Cały szkopuł polega na tym, że jest to możliwe tylko w ciągu trzech lat od wydania takiego wezwania. Tymczasem kiedy Bytomski czyta czarno na białym, że wszystkie rzekome dowody wobec jego klienta są dawno nieaktualne już minęły ustawowe trzy lata. Mimo to urząd celny nie widzi powodu, aby ugiąć się przed prawem i przedłużyć po fakcie termin złożenia odwołania.
Teraz przypadkiem Smolnego zajmie się Europejski Trybunał Praw Człowieka. Wysoki rangą sędzia finansowy przyznał, że przypadek Smolnego jest nie tylko kuriozalny, ale "szokujący”. Jest całkiem prawdopodobne, że Grzegorz Smolny jest faktycznie niewinny. Jednak z przyczyn formalnych Polak nie może liczyć na pomoc ze strony unijnego wymiaru sprawiedliwości.