• Witaj na stronie i forum Związku Zawodowego Celnicy PL!
    Nasz Związek zrzesza 6783 członków.

    Wstąp do nas! (KLIKNIJ i zapisz się elektronicznie!)
    Albo jeśli wolisz zapisać się w tradycyjny sposób wyślij deklarację (Deklaracja do pobrania! Kliknij!)
    Korzyści i ochrona wynikająca z członkostwa w ZZ Celnicy PL (KLIKNIJ) plus inne benefity, np. zniżki na paliwo!
    Konto Związku 44 1600 1462 0008 2567 1607 7001 w BGŻ BNP PARIBAS

z mediów

N

Nie zarejestrowany

Gość
Kłopoty z nowymi grzechami

Felieton · Gazeta internetowa „Super-Nowa”(www.super-nowa.pl) · 2009-09-23 | www.michalkiewicz.pl


„Przemyt to grzech i się nie opłaca, bo troska o budżet i nasze życie – to celników praca” – takie zbawienne prawdy i pouczenia zawiera wierszyk skomponowany w ramach wspólnej akcji Episkopatu i Służby Celnej. Pokazuje on, że współdziałanie państwa ze związkami wyznaniowymi może pozostawić ślady nie tylko w literaturze, ale również, a może nawet przede wszystkim – w teologii. Chodzi oczywiście o nowy grzech w postaci przemytu. A co to jest przemyt? Ano – przemyt, to przewożenie, czy przenoszenie przez granicę towaru bez płacenia cła. Wynika z tego, że istotą nowego grzechu jest nie tyle samo przemieszczenie towaru przez granicę, co uchylenie się od zapłacenia cła. A contrario wynika z tego, że płacenie cła ma charakter również powinności moralnej. Ale wierszyk nie ogranicza się wyłącznie do dokumentacji moralnej. Sięga również do argumentacji ekonomicznej, która – co tu ukrywać – specjalnie przekonująca nie jest. Jakże bowiem można serio mówić, że przemyt się „nie opłaca”, kiedy przecież każde dziecko wie, że jest odwrotnie; opłaca się, jak najbardziej? Użycie bez skrępowania oczywiście fałszywej argumentacji ekonomicznej niewątpliwie przyczynia się do utraty zaufania w rzetelność argumentacji teologicznej – czy przemyt aby na pewno jest grzechem?

Takie wątpliwości nie są całkiem bezzasadne, bo z nowymi grzechami stykaliśmy się już w przeszłości. Oto na przykład w roku 1995, w okresie między pierwszą i drugą turą wyborów prezydenckich, w których kandydowali Lech Wałęsa i Aleksander Kwaśniewski, ogłoszony został nowy grzech. Grzechem było mianowicie powstrzymanie się od udziału w głosowaniu. Nowy grzech ogłosił JE bp Tadeusz Pieronek, a słyszałem go na własne uszy na antenie Radia Watykańskiego. Oczywiście zaniepokoiło mnie to, bo właśnie zamierzałem wziąć ten grzech na swoje sumienie. Na szczęście, zaraz po drugiej turze wyborów, JE bp Tadeusz Pieronek nie tylko ten nowy grzech odwołał, ale w dodatku, na łamach „Życia Warszawy” skarcił surowo tych, którzy w celach politycznych nadużywali uczuć religijnych – m.in. strasząc wyborców nowymi grzechami. Nie jest zatem wykluczone, że i teraz, kiedy już akcja „Otoczmy troską życie” dobiegnie końca, przemyt grzechem być przestanie i wszystko zakończy się wesołym oberkiem. Bo Służba Celna zwalcza grzeszny przemyt właśnie w ramach tej akcji. W związku z tym kładzie nacisk na troskę o życie – eksponując na przykład pochodzące z przemytu „rakotwórcze klapki”, albo „łatwopalne lampki” . Tymczasem, gdyby za takie klapki cło zostało zapłacone, to od razu przestałyby być „rakotwórcze”, podobnie jak lampki – „łatwopalne”. Oto jak „troska o budżet” przekłada się na „troskę o życie”. Przewidział to jeszcze przed wojną Konstanty Ildefons Gałczyński pisząc, że „mówiła żony ciotka: tych co płacą – nic nie spotka”. No dobrze, ale skąd tu Episkopat? Ano stąd, że delegatem Episkopatu ds. Służby Celnej jest JE bp Tadeusz Płoski – bo decyzją Konferencji Episkopatu z 25 października 2006 roku, Służba Celna została włączona do duszpasterstwa wojskowego. W związku z tym jest dziekan oraz kapelani w Izbach Celnych, które „zabezpieczają środki finansowe na pokrycie ich wydatków osobistych i rzeczowych”. W tej sytuacji okazywanie przez Episkopat coraz większej „troski o budżet” jest całkowicie zrozumiałe. Przemyt jest, jak wiadomo, nielegalny. Ale zgodnie z Prawem Murphy`ego, nielegalne jest „wszystko co dobre”. Gdyby tak było rzeczywiście, to czy przemyt, jako rzecz dobra, mógłby być grzechem? Być może zależy to od kontekstu sytuacyjnego; na przykład w czasie okupacji w Generalnym Gubernatorstwie za zabicie świni groziła kara śmierci, ale dzięki przemytnikom, którzy z dużym osobistym ryzykiem dowozili do miast rąbankę, nikt, kto był na wolności, nie umarł z głodu. Były nawet projekty wzniesienia po wojnie przez wdzięczny naród pomnika „Nieznanego Przemytnika”, ale widocznie nasi okupanci ze względów pedagogicznych rzecz zablokowali i pomnika nie ma. Ale jeśli przemyt w pewnych okolicznościach jest dobry, to może nie jest zły również w ogóle? „Już w podziemiach synagog wszystko złoto leży, amunicję przenoszą czarni przemytnicy, naradzają się szeptem berlińscy bankierzy, dzwoni tajny telefon w warszawskiej bóżnicy” – pisał Julian Tuwim. W czasie Powstania Styczniowego powstańcy używali przemycanej broni i amunicji. Nawiasem mówiąc, w ten przemyt zaangażowany był Leopold Kronenberg (dał milion rubli), który po upadku powstania dostał od cara order, bodajże św. Włodzimierza i stanął na czele żydowskiego konsorcjum, za bezcen skupującego majątki skonfiskowane za udział w tym powstaniu. Ale abstrahując w tej chwili od dwuznacznej roli Leopolda Kronenberga, jest oczywiste, że bez przemytu broni i amunicji do Powstania Styczniowego w ogóle by nie doszło. Skoro tedy czcimy Powstanie Styczniowe, jakże możemy potępiać ów przemyt, bez którego nie byłoby ono w ogóle możliwe? No tak, powie ktoś – ale w obydwu tych przykładach mieliśmy do czynienia z obcymi okupantami, którzy swoje prawa ustanawiali w trosce o własny interes, a nie interes Polaków. To jest argument poważny, który jednak zmusza nas do odpowiedzi na pytanie, w czyim interesie ustanawiane są prawa III Rzeczypospolitej, a w szczególności – zasady obrotu towarowego z zagranicą. Jaki interes mają w Polsce konsumenci? Taki, żeby mieli do dyspozycji duży wybór tanich i dobrych towarów. Z tego punktu widzenia wszelkie ograniczenia ilości towarów dostępnych na rynku można uznać za sprzeczne z interesem polskich konsumentów, zaś prawa blokujące swobodny obrót towarowy z zagranicą – za sprzeczne z interesem Polaków. Argument tzw. ochrony rynku wewnętrznego należy zdecydowanie odrzucić, bo żeby polski konsument kupił zagraniczny towar, musi najpierw mieć czym za niego zapłacić, a pieniądze na to może mieć jedynie stąd, że wcześniej coś za granicę sprzedał. Innymi słowy – import w normalnej sytuacji nie może być większy wartościowo od eksportu – chyba, że jest dotowany lub kredytowany. „Ochrona rynku wewnętrznego” oznacza w tej sytuacji wyłącznie zmuszenie krajowych konsumentów do kupowania droższych, a niekiedy i gorszych towarów od krajowego producenta, czy grupy producentów, którzy załatwili sobie ze skorumpowanymi politykami ten przywilej w postaci zakazu importu, albo ceł zaporowych. Inaczej mówiąc, politycy pozwolili im rabować krajowych konsumentów stwarzając na potrzeby tego rabunku pozory legalności w postaci odpowiednich ustaw. Jest rzeczą oczywistą, że tego rabunku nie można uznać za działanie w interesie Polaków, a zatem, również i prawa, które go umożliwiają i legalizują, trzeba uznać za sprzeczne z polskim interesem. Wynika z tego, że okupantami mogą być zarówno obcy politycy, jak i swoi, tyle, że zdemoralizowani i skorumpowani. I wreszcie cła, których płacenie w zacytowanym wierszyku urasta do rangi obowiązku moralnego. Jeśli cła są dobre, to powinniśmy ustanowić obowiązek ich płacenia również od towarów przekraczających granice województw, powiatów, a nawet gmin. Jeśli natomiast są złe, no to są złe bez względu na charakter granic, na których obowiązują. Wyobraźmy sobie co by było, gdyby granice celną ustanowiono na Wiśle i od wszystkich towarów przejeżdżających z lewego brzegu na prawy i odwrotnie, Służba Celna pobierała cło. Jedynym rezultatem tej operacji byłby wzrost cen towarów po obydwu stronach Wisły, a zatem – ograniczenie zdolności nabywczej ludzi. Bo cła, wbrew pozorom, są rodzajem podatku nakładanego na KRAJOWEGO nabywcę zagranicznych towarów, a nie haraczem nakładanym na zagranicznych eksporterów, czy krajowych importerów. Ci bowiem stawkę celną doliczą do ceny detalicznej, którą zapłaci konsument krajowy. Jeśli zatem zgodzimy się, że celem gospodarki jest konsumpcja (bo niby cóż innego?), to tego rodzaju ograniczenie siły nabywczej ludzi jest oczywiście szkodliwe. Zatem cła nie są dobre, a w tej sytuacji usiłowanie nadania ich płaceniu charakteru obowiązku moralnego, i piętnowanie przemytu, czyli uchylania się przed ich płaceniem jako „grzechu”, jest jakimś nieporozumieniem. Na szczęście mamy do czynienia tylko z akcją, która kiedyś się skończy i esperons, że wtedy ten nowy grzech zostanie odwołany.


Stanisław Michalkiewicz
 
Back
Do góry