szeregowiec
Nowy użytkownik
- Dołączył
- 7 Grudzień 2009
- Posty
- 154
- Punkty reakcji
- 0
Tak było?
Marzec 1968 r. Zdjęcie z afisza „Dziadów” Kazimierza Dejmka z Gustawem Holoubkiem w roli głównej. Histeria antyinteligencka. Bicie studentów przez aktyw robotniczy. Zmuszenie do opuszczenia kraju tysięcy ludzi mających własne zdanie. Szczucie. Czystki. Rugowanie niewygodnych z biur i urzędów.
Pozwolicie, że dla zobrazowania tych minionych czasów użyję talentu Janusza Szpotańskiego, który dostał 3 lata do odsiadki za krytykę władzy. Myślę, że nie będzie miał tego za złe.
Lament wysokiego dygnitarza
http://literat.ug.edu.pl/szpot/index.htm
W sekrecie, towarzyszu, powiem wam, nie bawią już idee mnie ogromne! W szwajcarskim banku małe konto mam, że o londyńskim nawet już nie wspomnę.
Mieszkanko niezłe mam w Alei Róż, na Szucha zaś rozkoszną garsonierę, przed oknem luksusowy stoi wóz i wrastam tak powoli w lepszą sferę.
Małżonka, z domu Blikle, damy wzór, kobieta piękna i niepospolita. Co czwartek literacki u nas żur, na którym sama zbiera się elita.
W Oxfordzie kształci się mój starszy syn, a młodszy jeździ konno i poluje. Radziwiłł Krzysztof bywa w domu mym i z lekka żonę moją emabluje.
I nagle — proszę was — on robi wrzask, że ktoś do kogoś listy pisze! A cóż ja z tym wspólnego mogę mieć? Ja o tym wcale nie chcę słyszeć!
Przez ośli upór towarzysza G. w kabałę niebywałą wpadam! Spotykam Leszka, wołam: „Leszku, cześć!”, a on mi, proszę was, nie odpowiada!
I w jakim — proszę was, powiedzcie mi — w jakim mnie on postawił położeniu! Mnie, co do Kotta mówię: „Cher ami”, a ze Słonimskim jestem po imieniu!
Że sam nie bywa, żonę klempę ma, że nikt nie pragnie znać go z lepszej sfery, ze złości na margines też nas pcha, chce nas wyalienować, do cholery!
Ja służę partii już dwadzieścia lat i różnie, towarzyszu, tam bywało. Tu człek zarządzał, ówdzie troszkę kradł, a czasem nawet w nery się kopało!
Lecz dziś — powiedzcie sami — kiedy ślad tych czasów już zaciera się w pamięci, człek z każdym w zgodzie żyć by rad, a on nam znowu zachachmęcił!
Ach, po cóż robić taki wrzask i szum, jak byśmy byli zagrożeni? A cóż mi zrobi literatów tłum, kiedy ja nagan mam w kieszeni?
Rozumiem, że gdy któraś z łap niepowołanych sięga do koryta, to trzeba po tej łapie: trach! Koryto dla nas jest i kwita!
Lecz kiedy wszystkich trzyma się za pysk, gdy się jak bydło naród doi, to ja się pytam: „Jakiż on ma zysk, że poobraża gości moich?”
Ach, towarzyszu drogi, mówię wam, że się tym wszystkim tylko nerwy zdziera… Mieszkanko, towarzyszu, prima mam, ale — paluszki lizać — garsoniera!
Marzec 1968 r. Zdjęcie z afisza „Dziadów” Kazimierza Dejmka z Gustawem Holoubkiem w roli głównej. Histeria antyinteligencka. Bicie studentów przez aktyw robotniczy. Zmuszenie do opuszczenia kraju tysięcy ludzi mających własne zdanie. Szczucie. Czystki. Rugowanie niewygodnych z biur i urzędów.
Pozwolicie, że dla zobrazowania tych minionych czasów użyję talentu Janusza Szpotańskiego, który dostał 3 lata do odsiadki za krytykę władzy. Myślę, że nie będzie miał tego za złe.
Lament wysokiego dygnitarza
http://literat.ug.edu.pl/szpot/index.htm
W sekrecie, towarzyszu, powiem wam, nie bawią już idee mnie ogromne! W szwajcarskim banku małe konto mam, że o londyńskim nawet już nie wspomnę.
Mieszkanko niezłe mam w Alei Róż, na Szucha zaś rozkoszną garsonierę, przed oknem luksusowy stoi wóz i wrastam tak powoli w lepszą sferę.
Małżonka, z domu Blikle, damy wzór, kobieta piękna i niepospolita. Co czwartek literacki u nas żur, na którym sama zbiera się elita.
W Oxfordzie kształci się mój starszy syn, a młodszy jeździ konno i poluje. Radziwiłł Krzysztof bywa w domu mym i z lekka żonę moją emabluje.
I nagle — proszę was — on robi wrzask, że ktoś do kogoś listy pisze! A cóż ja z tym wspólnego mogę mieć? Ja o tym wcale nie chcę słyszeć!
Przez ośli upór towarzysza G. w kabałę niebywałą wpadam! Spotykam Leszka, wołam: „Leszku, cześć!”, a on mi, proszę was, nie odpowiada!
I w jakim — proszę was, powiedzcie mi — w jakim mnie on postawił położeniu! Mnie, co do Kotta mówię: „Cher ami”, a ze Słonimskim jestem po imieniu!
Że sam nie bywa, żonę klempę ma, że nikt nie pragnie znać go z lepszej sfery, ze złości na margines też nas pcha, chce nas wyalienować, do cholery!
Ja służę partii już dwadzieścia lat i różnie, towarzyszu, tam bywało. Tu człek zarządzał, ówdzie troszkę kradł, a czasem nawet w nery się kopało!
Lecz dziś — powiedzcie sami — kiedy ślad tych czasów już zaciera się w pamięci, człek z każdym w zgodzie żyć by rad, a on nam znowu zachachmęcił!
Ach, po cóż robić taki wrzask i szum, jak byśmy byli zagrożeni? A cóż mi zrobi literatów tłum, kiedy ja nagan mam w kieszeni?
Rozumiem, że gdy któraś z łap niepowołanych sięga do koryta, to trzeba po tej łapie: trach! Koryto dla nas jest i kwita!
Lecz kiedy wszystkich trzyma się za pysk, gdy się jak bydło naród doi, to ja się pytam: „Jakiż on ma zysk, że poobraża gości moich?”
Ach, towarzyszu drogi, mówię wam, że się tym wszystkim tylko nerwy zdziera… Mieszkanko, towarzyszu, prima mam, ale — paluszki lizać — garsoniera!
Ostatnia edycja: