Wielkimi krokami zbliża się Dzień Służby Celnej. Kolejny, w doskonale funkcjonującym systemie organizacyjnym awansowania i rozdawania państwowego grosza. To oczywiście drwina i ironia. Ale przyjrzyjmy się systemowi kursów oficerskich i aspiranckich od strony kosztów ich obsługi. Czyli zakwaterowania i wyżywienia ich słuchaczy oraz wynagrodzeń elitarnej grupy kadrowych wykładowców. Oczywiście pomnożonych przez odpowiednie liczby. Tylko co dalej? Ludzie wracają do służby z dyplomami w garści i nic się nie dzieje. Osobiście znam człowieka, który najpierw został skierowany na jeden z w/w kursów przez komórkę kadrową, a później go ukończył z bardzo dobrym wynikiem. I od półtora roku pozostaje w tym samym korpusie i stopniu.
Z tego, co mi wiadomo, do Otwocka podążają tabuny kierowanych przez kadry kolejnych przyszłych aspirantów i oficerów. Czy zatem, w świetle opisanej sytuacji, postawione w tytule pytanie nie jest zasadne? Czy nie należy najpierw "wyawansować" dotychczasowych abiturientów, a dopiero później podjąć dalszy trud i koszt kształcenia następnych oficerów i aspirantów?
Czy też Ministrowi Finansów lampasy i belki przeszkadzają w logicznym myśleniu i gospodarowaniu publicznym groszem?
Z tego, co mi wiadomo, do Otwocka podążają tabuny kierowanych przez kadry kolejnych przyszłych aspirantów i oficerów. Czy zatem, w świetle opisanej sytuacji, postawione w tytule pytanie nie jest zasadne? Czy nie należy najpierw "wyawansować" dotychczasowych abiturientów, a dopiero później podjąć dalszy trud i koszt kształcenia następnych oficerów i aspirantów?
Czy też Ministrowi Finansów lampasy i belki przeszkadzają w logicznym myśleniu i gospodarowaniu publicznym groszem?
Ostatnia edycja: