Jak pan rostowski szasta kasą na swoich urzędasów.

fisher

Nowy użytkownik
Dołączył
30 Marzec 2009
Posty
24
Punkty reakcji
0
Ministerstwo samych kierowników

Królestwo Rostowskiego, czyli... strażnik państwowej kasy Jacek Rostowski oszczędza w podległych mu służbach... na pracownikach skarbówek i urzędów celnych. W samym Ministerstwie Finansów do ograniczenia administracji mu nieśpieszno. Zwykłych pracowników tu jak na lekarstwo. Za to kadry kierowniczej...



Z danych, które przekazano związkom zawodowym, wynika, że na jednego kierownika przypada tu 2,6 szeregowego pracownika. Mamy więc mnogość dyrektorów, ich zastępców, naczelników, ministerialnych radców. Ministrowi nie przeszkadza również zatrudnianie nowych ludzi, choć swoim podwładnym z izb skarbowych stanowczo tego zakazał. Ale co wolno wojewodzie...

Sami dyrektorzy i naczelnicy

Administracja kierownicza resortu za rządów Rostowskiego rozrosła się do ogromnych rozmiarów. Wspomaga go ,,zaledwie'' dziewięciu wiceministrów. Do tego na 1,8 tys. etatów co trzeci to dyrektor lub naczelnik. Z naszych informacji wynika, że w jednym z departamentów na jedno stanowisko kierownicze nie przypada nawet jeden zwykły pracownik. W siedmiu jest mniej niż dwóch na kierownika, a jedynie w pięciu na 42 komórki organizacyjne jeden szef ma pod sobą więcej niż pięciu ludzi od ,,czarnej roboty''. – Za PiS już było fatalnie, kiedy w ministerstwie na jednego szefa przypadało średnio 5,6 pracownika. To, co się teraz dzieje, to skandal – mówi Tomasz Ludwiński z Sekcji Krajowej Pracowników Skarbowych ,,Solidarności''.

,,Góra'' sobie poradzi

Resort twierdzi jednak, że związki nie mają racji czepiając się przerostu kierownictwa nad pracownikami. Zapewnia, że dopiero za rządów Rostowskiego wprowadzono normy zatrudnienia, aby sytuację przywrócić do normalności. Ale takie normy obowiązują, jak mówi Ludwiński, tylko w resorcie. W podległych mu urzędach stanowisko naczelnika zarezerwowane jest dopiero dla wydziałów, które zatrudniają ponad 20 osób. W resorcie działają nawet nie wydziały, ale departamenty, w których pracuje 12 osób i oczywiście mają swojego dyrektora.

O zamiłowaniu do wyższych stanowisk, a co za tym idzie oczywiście wyższych wynagrodzeń, mogą świadczyć choćby wykazy z oficjalnych stron resortu finansów. Biuro Administracyjne ma dyrektora i jego trzech zastępców. Do tego 13 wydziałów, a jak wydziały to i naczelnicy. Swoich dyrektorów ma 38 departamentów, których – jak oceniają związkowcy – jest dziś najwięcej w historii funkcjonowania resortu. W Departamencie Administracji Podatkowej są dyrektor, trzech zastępców, radca ministra oraz 16 wydziałów. Itd...

A pracy przybywa

– To, co się tam dzieje, to skandal – mówi szef związków zawodowych pracowników skarbowych. – Zareagowaliśmy dlatego – wyjaśnia – że minister zakazał zatrudniania ludzi spoza resortu na pierwszej linii – w urzędach skarbowych. Dyrektorzy urzędów i izb skarbowych nie mogą przyjmować nowych ludzi na miejsce odchodzących. A roboty przybywa. Szczególnie dziś, kiedy kończy się termin rozliczania PIT-ów. Pracownicy uważają, że tego typu oszczędności są pozorne, tym bardziej że zakaz nie obowiązuje samego resortu. Tylko w styczniu i lutym do pracy w budynku przy ul. Świętokrzyskiej w Warszawie przyjęto 106 osób, z czego 16 spoza resortu finansów.

Rostowski musi pokazać, że kiedy doradza innym, jak mają oszczędzać i tnie portfele pozostałych resortów, sam też oszczędza. Oprócz wstrzymania przyjęć polecił wstrzymać wypłatę 3 proc. premii z tytułu tzw. oszczędnościówki pracownikom fiskusa. Zdaniem związkowców, te oszczędności są robione jedynie pod publiczkę. – Wystąpiłem do ministerstwa o przesłanie mi informacji, które miały spłynąć do 31 stycznia, jak wyglądają oszczędności w urzędach podległych resortowi. Usłyszałem, że takie pisma do centrali nie były przesyłane. To oznacza, że resort nie interesował się, jaki był ich wynik – stwierdził.

Źle to wróży...

– Jeżeli można pouczać innych, jak mają oszczędzać, to dobrze by było, aby minister Rostowski zaczął od swojego podwórka i lepiej zorganizował pracę podległego mu resortu. Jeżeli prawdą jest, że myśli o objęciu teki premiera po tym, jak obecny premier zostanie prezydentem, to źle to wróży Rzeczypospolitej – komentuje Marek Wikiński (SLD), członek sejmowej Komisji Skarbu.

Premier Donald Tusk zapowiadał ograniczenie nadmiernie rozrośniętej administracji publicznej. Obiecywał m.in. zmniejszenie liczby pracowników gabinetów politycznych. Miało to przynieść oszczędności dla państwa. Na razie nie idzie mu to jednak – jak wskazuje przykład Ministerstwa Finansów – najlepiej...

Źródło: TRYBUNA_Piotr Ożadowicz.
 
Ostatnia edycja:
Back
Do góry