Granica polsko-ruska to nietuzinkowe miejsce. Czasami mają miejsce zdarzenia śmieszne, innym razem poważne. Czasami przełożeni szukają dziury w całym bo akurat jest poniedziałek, innym razem jest tyle roboty, że nie wiesz w co ręce włożyć. Jakiś czas temu pojawiły się dwa nowe pomysły. Pierwszy to szklane kule wszędzie tam gdzie tylko można w ilości, która mogłaby wprawić w osłupienie operatora kamer w Komendzie Wojewódzkiej Policji. Cel tego przedsięwzięcia jest bardzo prosty. Z jednej strony zaspokaja próżność i potrzebę podglądania, z drugiej strony kosztem zdrowia polskich funkcjonariuszy realnie ułatwi i przyśpieszy przekraczanie granicy naszym rosyjskim przyjaciołom, którzy swoim działaniem doprowadzili do katastrofy i ani myślą zwrócić polski samolot, bo przecież są za nią bezpośrednio odpowiedzialni. Chociaż minęło już ponad siedem lat nadal zamierzają bezcześcić polską własność zalaną polską krwią na ruskiej ziemi.
Drugim pomysłem jest Grupa Rekreacyjno-Kolonijna. Majstersztyk, dzięki któremu osoby, które powinny być ucywilnione pozostaną w mundurach, a miesiąc na granicy będzie im się doliczał jako pełny rok do emerytury. Przyjeżdżają więc z bojowym nastawieniem. Robią mały zamęt bo nagle się okazuje tu nie ma miejsca na „tylko wklepywanie paszportów”. W przeciwieństwie do informacji, którymi ich karmiono i niezależnie od pory dnia i nocy trzeba być czujnym, uważnym, dokładnym, bezbłędnym i jeszcze wszystko to wykonywać szybko, aby Ruscy i przełożeni byli usatysfakcjonowani przepustowością.
To nie są proste rzeczy o czym wiedzą starsi oficerowie, którzy przybyli do nas w środę i czwartek z dumnego Olsztyna. My musieliśmy się zmagać z noworoczną falą sowietów, którzy jak co roku w styczniu zalewają Polskę i euro-kołchoz. Roboty było tyle, że część osób musiała dymać na dwa pasy jednocześnie podczas, gdy panowie szlachta musieli się zmagać z innymi problemami. Mianowicie jak wypić litry kawy, jak nie zostać zauważonym oraz żeby w papierach było wszystko ok. Te ostatnie zadanie było najłatwiejsze. Trudności pozostałych zadań nie rozstrzygam, choć w zaprzestaniu żłopania kawy pomogła pora obiadowa. Szlachta odwiedziła bar, siorbnęła zupki, zjadła drugie danie, ale kompot to tylko truskawkowy. Trochę się pośmiali, ale o napiwku zapomnieli, może innym razem? Później wrócili na ulubione piętro chowając się jak szczury w norze przed światłem słonecznym. Ktoś mógłby pomyśleć, że to robota dla KW, ale po co skoro wszystko gra? Poza tym kolega koledze takich numerów wycinać nie będzie, a szukać szlachty na DVD to karkołomne zadanie. Wieczorem, gdy cała zaorana zmiana kończyła swój day-shift szlachta wsiadła do auta na olsztyńskich numerach i z brzuchami pełnymi kawy ociężale ruszyli w swoją stronę.
W czwartek Grupa Rekreacyjno-Kolonijna winna rozpocząć pracę wieczorem. Dostali cynk, że nocki są wykańczające i mogą nie sprostać zadaniu. Przejeżdżające samochody będą hałasować, a to już znaczny dyskomfort. Ponieważ są lepsi od innych i są oficerami to kto im zabroni przełożyć zmianę nocną na dzienną? Całkiem przypadkowo, zmieniając ten układ dostają gratis trzydniowy weekend rozpoczynający się w piątek. W papierach gra, w godzinach też gra. Kamuflowanie się mają opanowane z dnia wcześniejszego. Czy ktoś się przyczepi do szlachty za takie cwaniactwo? Na 100% nie. Co wolno wojewodzie to nie tobie smrodzie.
Pracownicy biurowi, a przynajmniej ich część ma tę cechę, że strasznie wyczekują długich weekendów. Serce już się rwie ku wolnemu, ale czasem to nie takie proste. Na szczęście jest na to rozwiązanie. Jeśli ktoś nie odebrał przerwy w takim wymiarze jaki uważa za stosowne to chyba można ją odebrać na pół godziny przed zakończeniem zmiany? Najdziwniejsza jest naiwność pracowników biurowych, że jak ktoś wyparuje pomimo chowania się cały dzień to nikt tego nie zauważy.
Trochę się rozpisałem więc powoli kończę. Sytuacja w której pracownik biurowy, aby zachować mundur zobowiązuje się do dodatkowego wysiłku jest zrozumiała. Natomiast poważni ludzie, którzy świecą przykładem dla innych powinni się zachowywać tak, żeby móc brać z nich przykład. Powyższe zachowanie to nic innego jak śmianie się w twarz funkcjonariuszom orającym przez 24h, siedem dni w tygodniu, przez ludzi, którzy na myśl o granicy czują obrzydzenie, pogardę i strach. Od 2015 dużo się zmieniło, ale u niektórych mentalność i przyzwyczajenia nie uległy zmianie. Cwaniactwo ma się dobrze.
Kończąc i zakładając hipotetycznie, że szlachta z Grupy Rekreacyjno-Kolonijnej została porwana przez ludożerców, a ja zostałbym szefem misji ratunkowej to swoje działania rozpocząłbym półgodziny po tym jak GRK zniknęłaby z jadłospisu. Miłego weekendu.
Drugim pomysłem jest Grupa Rekreacyjno-Kolonijna. Majstersztyk, dzięki któremu osoby, które powinny być ucywilnione pozostaną w mundurach, a miesiąc na granicy będzie im się doliczał jako pełny rok do emerytury. Przyjeżdżają więc z bojowym nastawieniem. Robią mały zamęt bo nagle się okazuje tu nie ma miejsca na „tylko wklepywanie paszportów”. W przeciwieństwie do informacji, którymi ich karmiono i niezależnie od pory dnia i nocy trzeba być czujnym, uważnym, dokładnym, bezbłędnym i jeszcze wszystko to wykonywać szybko, aby Ruscy i przełożeni byli usatysfakcjonowani przepustowością.
To nie są proste rzeczy o czym wiedzą starsi oficerowie, którzy przybyli do nas w środę i czwartek z dumnego Olsztyna. My musieliśmy się zmagać z noworoczną falą sowietów, którzy jak co roku w styczniu zalewają Polskę i euro-kołchoz. Roboty było tyle, że część osób musiała dymać na dwa pasy jednocześnie podczas, gdy panowie szlachta musieli się zmagać z innymi problemami. Mianowicie jak wypić litry kawy, jak nie zostać zauważonym oraz żeby w papierach było wszystko ok. Te ostatnie zadanie było najłatwiejsze. Trudności pozostałych zadań nie rozstrzygam, choć w zaprzestaniu żłopania kawy pomogła pora obiadowa. Szlachta odwiedziła bar, siorbnęła zupki, zjadła drugie danie, ale kompot to tylko truskawkowy. Trochę się pośmiali, ale o napiwku zapomnieli, może innym razem? Później wrócili na ulubione piętro chowając się jak szczury w norze przed światłem słonecznym. Ktoś mógłby pomyśleć, że to robota dla KW, ale po co skoro wszystko gra? Poza tym kolega koledze takich numerów wycinać nie będzie, a szukać szlachty na DVD to karkołomne zadanie. Wieczorem, gdy cała zaorana zmiana kończyła swój day-shift szlachta wsiadła do auta na olsztyńskich numerach i z brzuchami pełnymi kawy ociężale ruszyli w swoją stronę.
W czwartek Grupa Rekreacyjno-Kolonijna winna rozpocząć pracę wieczorem. Dostali cynk, że nocki są wykańczające i mogą nie sprostać zadaniu. Przejeżdżające samochody będą hałasować, a to już znaczny dyskomfort. Ponieważ są lepsi od innych i są oficerami to kto im zabroni przełożyć zmianę nocną na dzienną? Całkiem przypadkowo, zmieniając ten układ dostają gratis trzydniowy weekend rozpoczynający się w piątek. W papierach gra, w godzinach też gra. Kamuflowanie się mają opanowane z dnia wcześniejszego. Czy ktoś się przyczepi do szlachty za takie cwaniactwo? Na 100% nie. Co wolno wojewodzie to nie tobie smrodzie.
Pracownicy biurowi, a przynajmniej ich część ma tę cechę, że strasznie wyczekują długich weekendów. Serce już się rwie ku wolnemu, ale czasem to nie takie proste. Na szczęście jest na to rozwiązanie. Jeśli ktoś nie odebrał przerwy w takim wymiarze jaki uważa za stosowne to chyba można ją odebrać na pół godziny przed zakończeniem zmiany? Najdziwniejsza jest naiwność pracowników biurowych, że jak ktoś wyparuje pomimo chowania się cały dzień to nikt tego nie zauważy.
Trochę się rozpisałem więc powoli kończę. Sytuacja w której pracownik biurowy, aby zachować mundur zobowiązuje się do dodatkowego wysiłku jest zrozumiała. Natomiast poważni ludzie, którzy świecą przykładem dla innych powinni się zachowywać tak, żeby móc brać z nich przykład. Powyższe zachowanie to nic innego jak śmianie się w twarz funkcjonariuszom orającym przez 24h, siedem dni w tygodniu, przez ludzi, którzy na myśl o granicy czują obrzydzenie, pogardę i strach. Od 2015 dużo się zmieniło, ale u niektórych mentalność i przyzwyczajenia nie uległy zmianie. Cwaniactwo ma się dobrze.
Kończąc i zakładając hipotetycznie, że szlachta z Grupy Rekreacyjno-Kolonijnej została porwana przez ludożerców, a ja zostałbym szefem misji ratunkowej to swoje działania rozpocząłbym półgodziny po tym jak GRK zniknęłaby z jadłospisu. Miłego weekendu.