Co z przyrzeczeniem publicznym-mamy styczeń

To jest właśnie Polska.Jestem pod wrażeniem wątku o grach losowych w kontekście UKŁADÓW panujących w SC. !​
 
Jak sądzisz?

Czy obietnice poprawy- zrównania warunków pracy i płacy służby celnej z innymi służbami można podciągnąć pod przyrzeczenie
 
Ostatnia edycja:
Czy obietnice mojej sąsiadki, wychodzącej w mrożny wieczorowy dzień w spódniczce mini, mam uznać za objaw nawrócenia!Jak chcecie próbujcie w to wierzyć.Ja już dawno jestem niewierzącyn w tej materii.​
 
Zgoda.Tylko najgorsze w tym wszystkim, że ta sąsiadka ma inne imię i próbuje narzucać swoje JA innym.​
 
---

Ne zastanawiałem się nad ewentualnością nawrócenia twojej sąsiadki ale nad próbą wyegzekwowania jej obietnic o ile można by je było podciągnąć pod przyrzeczenie publiczne.
 
Ostatnia edycja:
Zapewniam .To była przenośnia i aluzja do sytuacji w SC.Gdybym miał coś przeciwko sąsiadkom, czy sąsiadom - zrobiłbym to osobiście.​
 
---

Ja też zapewniam że cały czas mówimy o sytuacji w S.C. Myślałem że pod postacią sąsiadki kryje się główny aktor tej sztuki.
 
Co z przyrzeczeniem publicznym-mamy styczeń

Może się mylę, ale nie mamy tu do czynienia z przyżeczeniem publicznym.

Przyrzeczenie publiczne, jednostronna czynność prawna, przez którą dający ogłoszenie publiczne zobowiązuje się do świadczenia nagrody za wykonanie oznaczonej w ogłoszeniu czynności.
Przyrzeczenie nagrody może być odwołane, jeżeli nie oznaczono w nim terminu wykonania czynności, ani też nie zastrzeżono, że przyrzeczenie jest nieodwołalne.


Uważam natomiast, iż Państwo ZOBOWIĄZAŁO się do KONKRETNYCH rozwiązań wobec Służby Celnej jeszcze za czasów Buzka, na co mamy PISEMNE DOWODY, a zobowiązanie nie zostało spełnione!
To zobowiązanie Państwa nie mogło być faktycznie zdezaktualizowane do tej pory, więc raczej na nim można oprzeć Nasze pretensje!


Zobowiązanie polega na tym, że wierzyciel może żądać od dłużnika świadczenia, a dłużnik powinien świadczenie spelnić. Świadczenie może polegać na działaniu albo na zaniechaniu (art. 353 kc).
Zobowiązania są tą częscią prawa cywilnego, które regulują spoleczne formy wymiany dóbr i usług. Czyli wszelkiego rodzaju usługi czy dobra, które potrafią przedstawić pewną wartość majątkową. Zobowiązania stanowią księgę trzecią kodeksu cywilnego. Jest ona zbudowana z dwóch zasadniczych członów. Pierwszy z nich dotyczy regulacji częsci ogólnej zobowiązań (tytuły I-X), oraz drugi obejmujący postanowienia dotyczące tzw. nazwanych stosunków obligacyjnych (tytuły XI - XXXVII). Podział ten nie znajduje swojego wyraźnego odzwierciedlenia w formalnej strukturze księgi trzeciej Kodeksu Cywilnego, jednakże przyjęty jest w praktyce prawa zobowiązań.
Zobowiązanie jest przede wszystkim stosunkiem stwarzającym więź, która ma charakter prawny (vinculum iuris). Zobowiązanie zatem jest stosunkiem prawnym, inaczej rozumianym niż więzi moralne czy obyczajowe między ludzmi. Podmiotem uprawnionym w zobowiązaniu jest "wierzyciel", podmiotem zobowiazanym -"dłużnik". Przedmiotem zobowiązania jest świadczenie, to znaczy określone zachowanie się dłużnika, którego spełnienia może się domagać wierzyciel. Zatem istota zobowiązań jest swoistą relacją między dłużnikiem a wierzycielem na zasadach uprawnienia wierzyciela a obowiązku dłużnika.
Zobowiązanie wierzyciela w terminologii prawniczej nazywane jest - "wierzytelnoscią", natomiast stanowisko dłużnika nazywane jest - "długiem".
Przez "świadczenie" należy rozumieć zachowanie się dłużnika zgodnie z treścią zobowiązania i polegające na zadośćuczynieniu zgodnemu z ochroną interesów wierzyciela. Polega ono na zachowaniu się "czynnym" to znaczy działaniu, lub zachowaniu sie "biernym" to znaczy zaniechaniu działania. Jednakże reguła przyjmowana w prawie jest zachowanie czynne.


Jedyny problem, że jest to wykładnia Prawa Cywilnego, a ja nie będąc prawnikiem nie wiem, czy da się z tym coś zrobić ?!
 
Ostatnia edycja:
Dziękuję za podjęcie dyskusji w tym wątku. Pomyślałem że skoro ktoś dochodził przed sądem obiecanych przez pana prezydenta 100mln zł to może ta droga jest wyjściem dla zrealizowania obiecanek w stosunku do naszej grupy zawodowej.
 
mistrzów gatunku było wielu ......

Wyszperane w necie:

Celnikom chodzi o godność

Obecna sytuacja w służbie celnej to rozpaczliwe wołanie o szacunek, zrozumienie, godność i perspektywy. Pieniądze nie są wcale dla celników najważniejsze. I najgorsze, co może się teraz stać, to proste dosypanie pieniędzy.

Oglądamy smutny spektakl, w którym premier rządu RP prosi jedną ze służb mundurowych, by zechciała wrócić do pracy Czegoś takiego chyba w demokratycznej Polsce nie było. Jeszcze nie tak dawno w podobnej sytuacji wystarczyłaby rozmowa ministra z dyrektorem izby celnej, a dyrektora izby z naczelnikiem urzędu. I niepotrzebne byłyby polecenia służbowe - wystarczyłby autorytet przełożonego. A dziś nawet nie wystarcza autorytet premiera. Można oczywiście oburzać się na celników, oskarżać ich o łapówki, pazerność, nieodpowiedzialność, ale zamiast wydawać pochopne, emocjonalne sądy warto zastanowić się, dlaczego doszło do tak dramatycznej sytuacji.

Mnie to, co się stało, specjalnie nie dziwi. Lata lekceważenia, pogardzania, poniewierania służby celnej musiały się tym skończyć. Losy służby celnej są dobrym przykładem podstawowego błędu popełnianego tak często w polskiej polityce gospodarczej - braku realistycznej wizji.

Nasze przystąpienie do Unii Europejskiej to kluczowa data w historii służby celnej w ostatnich latach. Wiadomo było od dawna, że zakres pracy zmniejszy się radykalnie, szczególnie w zachodniej i południowej części kraju. Można było wtedy dopasować liczbę pracowników do potrzeb. Zdecydowano się jednak na poszerzenie zadań służby celnej, przede wszystkim o obsługę podatku akcyzowego - podobnie zrobiono także w kilku innych krajach UE. Wygrała wizja wielkiej służby celnej. Tyle że realia nie pasowały do tej wizji - tym gorzej dla realiów. W efekcie ogromne środki przeznacza się na utrzymanie niefunkcjonalnej i kosztowej struktury, w której np. izba celna jest w każdym województwie, nawet gdy nie ma tam żadnej pracy dla celników. A brakuje środków tam, gdzie są niezbędne - na wschodniej granicy.

Przygrywką do dramatów ludzkich była tak zwana alokacja dokonana jesienią2003 r. Zlikwidowano wtedy wiele placówek (szczególnie tych niepokornych), a ludzi z dnia na dzień wysłano kilkaset kilometrów od domów. Wielu z nich z chęcią przeszłoby do administracji podatkowej, nawet za mniejsze wynagrodzenia, byleby nie opuszczać swoich domów. Na ludzi tych czekały miejsca w urzędach skarbowych. Jednak zabrakło zgody na oddanie etatów - zwyciężyła wizja wielkiej służby celnej - "nie oddamy nawet guzika".

To wszystko odbyło się kosztem szeregowych pracowników - proszę się więc nie dziwić, że jest w nich tyle goryczy. Dla decydentów byli oni bowiem pionkami, które przesuwane były na mapie Polski: im kto bardziej niepokorny, tym będzie wysłany dalej od domu.

A jeszcze cały czas brakowało jasnej perspektywy. Ludzie mogą znieść wiele niewygód i upokorzeń, jeśli wiedzą, co ich czeka w przyszłości, jeśli przyszłość jawi im się w jasnych barwach. Celnikom nie było dane znać przyszłości. Co jakiś czas pojawiały się pomysły na połączenie ich ze służbami podatkowymi - ostatnio chciano to zrobić z wykorzystaniem tzw. opcji zerowej, to znaczy zwolnić wszystkich i potem przyjmować. Czy to jest jasna i zachęcająca wizja przyszłości?

Nie mieli też celnicy specjalnego szczęścia do swoich przełożonych na najwyższych szczeblach. Albo kierowano nimi żelazną ręką, bezlitośnie tępiąc wszelkie przejawy choćby dyskusji, albo nie działo się nic, aż wreszcie zostawiono ich na pastwę losu. Szczególnie bolesne są tu dwa ostatnie lata. Takiej karuzeli kadrowej służby celne nie przeżyły w swojej długiej historii. Często metodą faksową posady traciły osoby o dużym doświadczeniu, a przede wszystkim autorytecie, a na ich miejsce pojawiały się bardzo często osoby z drugiego czy wręcz trzeciego szeregu. Na autorytet i szacunek muszą sobie oni dopiero zapracować, a części nie będzie to dane, bo stanowiska po prostu przerastają ich możliwości.

Do poniewierki, braku stabilizacji i nietrafionych decyzji kadrowych doszły oszczędności. Pierwsze lata tego wieku to bardzo trudna sytuacja budżetu i można było zrozumieć, usprawiedliwić nawet brak wzrostu wynagrodzeń. Ale kiedy sytuacja gospodarcza zaczęła się poprawiać, kiedy zaczęły wzrastać wynagrodzenia innych grup pracowników, karygodnym błędem był brak podwyżki płac - dotyczyło to zresztą także administracji podatkowej, która prędzej czy później pójdzie w ślady celników. Jeśli nie daje się ludziom perspektywy nie szanuje ich pracy, to warto by choć za nią godnie płacić. Nie dziwmy się więc celnikom!

W moim przekonaniu obecna sytuacja w cle to rozpaczliwe wołanie o szacunek, zrozumienie, godność i perspektywy. Pieniądze nie są wcale dla celników najważniejsze. I najgorsze, co może się teraz stać, to proste dosypanie pieniędzy. To droga donikąd! Podobnie z rozszerzaniem przywilej ów - tego nie powinno się robić wcale, a jeśli już, to nie pochopnie.

Potrzebna jest wizja. Wizja dopasowana do realiów, odważna, skierowana w przyszłość, a nie oglądająca się na dawne czasy potęgi cła. Te czasy już nie wrócą i trzeba się z tym pogodzić - im wcześniej, tym lepiej.

Służba celna jest Polsce potrzebna - to nie podlega dyskusji. Mnie się marzy służba celna, która zajmowała się będzie głównie cłem. Mniej liczna, lepiej opłacana, skoncentrowana we wschodniej części kraju. Czy będzie ona całkiem osobną służbą, czy autonomiczną częścią administracji skarbowej, to nieco mniej ważne. Czy oznacza to, że kilka tysięcy celników ma czekać niepewność? Absolutnie nie! Nie wolno zmarnować ich wiedzy i doświadczenia. Jest dla nich miejsce w administracji skarbowej, między innymi w kontroli akcyzowej - która obecnie praktycznie nie istnieje. Należy więc stworzyć ludziom jasną perspektywę i możliwość wyboru. Albo dalsza służba w mundurze za większe pieniądze, ale z niewygodami wynikającymi ze specyfiki służby albo praca na miejscu, w cywilu w administracji skarbowej.

Źle się stało, że musiało dojść do faktycznej blokady granicy, wielomilionowych strat, by rozpoczął się dialog z tą grupą pracowniczą. Sytuacja, w której jedyną możliwością artykulacji swoich problemów jest spontaniczna akcja pracowników, to chyba najgorsza forma dialogu władzy ze społeczeństwem. W tym przypadku szczególnie zła, gdyż dotyczy funkcjonariuszy tejże władzy.

Jest oczywiste, że nie starczy pieniędzy na realizację postulatów płacowych poszczególnych grup pracowniczych. Lecz bardzo często nie pieniądze są najważniejsze, przynajmniej nie duże pieniądze. Identyfikowanie się z daną grupą pracowniczą, szacunek, godność, poczucie stabilizacji są często o wiele ważniejsze. Wizyta premiera u celników to miły i potrzebny gest, ale nie zastąpi dialogu z pracownikami.

Jarosław Neneman

*Jarosław Neneman - ekonomista, był wiceministrem finansów w rządach Belki, Marcinkiewicza i Kaczyńskiego

04.02.2008
 
Back
Do góry