slawomir.siwy napisał:
Alokowani funkcjonariusze zostali skrzywdzeni niemiłosiernie przez państwo i związki. Piszę o tym od samego początku istnienia forum, kto czyta to wie.
a jaka to straszna krzywda się dzieje tym alokowanym, mają lepiej od zatrudnionych miejscowych, zobaczcie na dodatki :
wypowiedż poprzedniego dyr IC Przemyśl -
Epidemia wśród celników PRZEMYŚL. Wśród funkcjonariuszy celnych panuje istna epidemia. Około 30 proc. celników przeniesionych do Izby Celnej w Przemyślu z byłej granicy zachodniej i południowej przebywa na zwolnieniu lekarskim. Wszelkie koszty utrzymywania etatów funkcjonariuszy "słabego zdrowia" pokrywamy my - podatnicy. Dyrektor Izby Celnej rozkłada ręce, okazuje się, że pomimo chęci nie może zdyscyplinować i zachęcić do pracy przeniesionych podwładnych. Przed świętami fala "zachorowań" jeszcze się nasiliła. Wydawałoby się oczywiste, że decydujący się na pracę w służbie celnej liczą się z możliwością przeniesienia na drugi koniec Polski. Okazuje się jednak, że niektórzy celnicy tak bardzo przywiązali się do poprzedniego miejsca pracy, że po alokacji pracować nie chcą. - Należy podkreślić, że dotyczy to określonej grupy funkcjonariuszy - zauważa Marek Kachaniak, dyrektor Izby Celnej w Przemyślu - Wśród przeniesionych są bardzo pracowici i rzetelni pracownicy - podkreśla. - Jednak ci, którzy bez przerwy przebywają na L-4 oraz nie potrafią zaaklimatyzować się w nowym miejscu, skutecznie psują opinię wszystkim przeniesionym, zniechęcając przełożonych i miejscowych funkcjonariuszy do współpracy. Wśród 122. przeniesionych na stałe i 443. alokowanych czasowo około 30 proc. niemal stale od początku "pracy" w Izbie Celnej w Przemyślu przebywa na zwolnieniu lekarskim. Pracować muszą za nich ich koledzy, płacić za celników "wątłego zdrowia" musimy my wszyscy. - Koszty alokacji tylko w przemyskiej Izbie Celnej sięgają 1 miliona 150 tysięcy złotych - mówi zirytowany M. Kachaniak. - Otrzymują szereg świadczeń, a ja w zamian za to nie mam pracowników, tylko "widma" i zbieram kserokopie ich L-4 - dyrektor pokazuje stos papierów, które mają potwierdzać niezdolność do pracy. - Przyjmowaliśmy tych funkcjonariuszy chętnie, naprawdę - podkreśla dyrektor. - Ale ja potrzebuje ludzi do pracy, a nie figurantów - dodaje. Pracować się nie opłaca? Przeniesiony funkcjonariusz celny rzeczywiście kosztuje podatnika niemało. - Poza wynagrodzeniem wypłaca się każdemu "rozłąkowe" w wysokości 95 proc. ustawowej diety, czyli 19,80 złotego za każdy dzień pracy, ryczałt za mieszkanie od 7 do 14 złotych za 1 mkw powierzchni dziennie w zależności od tego czy mieszka z rodziną oraz raz w miesiącu zapewnia darmowy dojazd do domu - wylicza koszty Ewa Połetek - Kordyś, naczelnik Wydziału Kadr i Szkolenia przemyskiej Izby Celnej. - Tych świadczeń nie traci celnik na L-4 - dodaje. - Ponadto przez cały okres choroby wypłacane jest 100 proc. wynagrodzenia. Wygląda wiec na to, że pracować zwyczajnie się nie opłaca. Stare przysłowie pamiętane jeszcze z poprzedniego systemu "Czy się stoi czy się leży - na pierwszego się należy", znajduje doskonale odbicie w Ustawie o służbie celnej, która po prostu zezwala pracownikom sfery budżetowej na całkiem wygodne życie "na chorobowym" bez strat dla portfela. Związane ręce dyrektora Ta sama ustawa pozwala czuć się bezkarnym i "chorować"...cały rok. - Przepisy nie pozwalają mi na zwolnienie funkcjonariusza służby stałej, jeśli choruje krócej niż 12 miesięcy - mówi dyrektor Kachaniak. - Nie mam także możliwości sprawdzania pracownika na zwolnieniu - dodaje. Czy funkcjonariusz istotnie zaniemógł mógłby sprawdzać ZUS, ale w tym przypadku też nic nie może. - Nie jesteśmy płatnikiem składek zdrowotnych - wyjaśnia E. Poletek - Kordyś. - A zatem ZUS też nie może dociekać, czy pracownik istotnie choruje i przebywa w domu podczas L-4. Dzięki tak "mądrze" skonstruowanym przepisom przeniesieni funkcjonariusze celni mogą spokojnie żerować na podatnikach oraz swoich kolegach pracujących za nich. - Nie lubię tych przeniesionych - przyznał jeden z celników pragnący zachować anonimowość. - Nie wszyscy są symulantami, czy leniami - zastrzega. - Ale sporo ich przyjeżdża tu nie do pracy, a tylko po pieniądze - irytuje się. - A pracować za nich w nadgodzinach musimy my, miejscowi i rzetelnie pracujący alokowani. Wybór? Nie ma wyboru! Kandydatom na funkcjonariuszy celnych do przemyskiej izby, dyrektor Marek Kachaniak wysoko ustawił poprzeczkę. - Preferuje przy rekrutacji osoby z wyższym wykształceniem - nie ukrywa M. Kachaniak. - Choć według przepisów wynikających z ustawy o służbie celnej funkcjonariuszowi wystarczy matura - podkreśla. - Wszyscy kandydaci na moich nowych pracowników muszą też znać przynajmniej jeden język obcy. Te kryteria odnoszą się jednak tylko do kandydatów na nowych pracowników Izby Celnej w Przemyślu, nie dotyczą alokowanych i już pracujących funkcjonariuszy. - Nie mam żadnego wpływu na to kto zostanie przeniesiony do naszej izby - wyjaśnia dyrektor. - Ot, dostaje pismo od Szefa Służb Celnych, że taki a taki funkcjonariusz został tu przydzielony - Potem pojawia się osoba, a w ślad za nią dokumenty. Procedura praktycznie uniemożliwia dyrektorowi wszelką kontrolę nad doborem alokowanych. - Jeśli nie zmieni się Ustawa o służbach celnych, jeśli nie będzie możliwości wyboru alokowanych i zwolnienia ze służby osób nieprzydatnych to nic się nie zmieni - uważa dyrektor Kachaniak. MONIKA KAMIŃSKA Super Nowości z dnia: 28_12_2004
http://pressmedia.com.pl/2004/2004.12.28/R.htm