• Witaj na stronie i forum Związku Zawodowego Celnicy PL!
    Nasz Związek zrzesza 6783 członków.

    Wstąp do nas! (KLIKNIJ i zapisz się elektronicznie!)
    Albo jeśli wolisz zapisać się w tradycyjny sposób wyślij deklarację (Deklaracja do pobrania! Kliknij!)
    Korzyści i ochrona wynikająca z członkostwa w ZZ Celnicy PL (KLIKNIJ) plus inne benefity, np. zniżki na paliwo!
    Konto Związku 44 1600 1462 0008 2567 1607 7001 w BGŻ BNP PARIBAS

Aneks do IV SC!Musimy podziękować Kuchcińskiemu!

P

przemyśak

Gość
Wszyscy zatrzymani powinni podziękować Kuchcińskiemu za sposób i podejście do starych celnych, to on był inspiratorem pozbycia się wszystkich starych , jak określił skażonych korupcją celnych!Nawet odwrócił się od swojego kolegi pinka i sam kazał go uwalić!Dlaczego ? w zbyt wielu zeznaniach się przewijał, zbyt wiele dowodów wskazywało, że od długiego czasu pan pinek ma ochronę !
 
Właśnie widać jak bardzo są zainteresowani zatrzymaniami funkcjonariusze Izby celnej w Przemyślu. Udają, że w ogóle ich to nie dotyczy. Aż jedna odpowiedź w tym temacie. Zostali chyba sami niewinni. I kto by pomyślał?
 
zatrzymany napisał:
Właśnie widać jak bardzo są zainteresowani zatrzymaniami funkcjonariusze Izby celnej w Przemyślu. Udają, że w ogóle ich to nie dotyczy. Aż jedna odpowiedź w tym temacie. Zostali chyba sami niewinni. I kto by pomyślał?

to był chory układ ludzi z pewnego kręgu,jak psik i K.......... zaczoł mieć problemy niewygodnych świadków i ludzi mających wiedzę o sprawie trzeba było uciszyć i tak zrobiono w Przemyślu ze STARYMI COLAMI
 
podziękowanie dla Kuchcinskiego

zatrzymany napisał:
Właśnie widać jak bardzo są zainteresowani zatrzymaniami funkcjonariusze Izby celnej w Przemyślu. Udają, że w ogóle ich to nie dotyczy. Aż jedna odpowiedź w tym temacie. Zostali chyba sami niewinni. I kto by pomyślał?

to był chory układ ludzi z pewnego kręgu,jak psik i K.......... zaczoł mieć problemy niewygodnych świadków i ludzi mających wiedzę o sprawie trzeba było uciszyć i tak zrobiono w Przemyślu ze STARYMI COLAMI
 
swoją drogą to zastanawiające, jaki miał udział pan Kuchciński w tych zatrzymaniach...kiedyś, od osoby będącej świadkiem rozmowy w autobusie przekraczającym granicę z UA pewien "podróżny",będący pod wpływem alkoholu lub innego podobnie działającego środka, przechwalał się, że z Kuchcińskim rozp..... to przejście i tę bandę celników najpóźniej do czerwca-lipca....czyżby się mylił? czy mówił prawdę, bo zaraz zaczęły się aresztowania...
 
sądzę,że bardzo duży i maczał w tym palce by pozbyć się w pierwszym rzędzie w sposób spektakularny doświadczonych funkcjonariuszy celnych z wieloletnim stażem służby przyczyniajać się tym samym do otwarcia drogi przemytowi a swoją drogą chciałbym się dowiedzieć czy przestępczość na granicy zmalała
 
Artykuł o "Pinku" - celniku, koledze Kuchcińskiego

Kto w UM popiera Witolda W. (Pinka)?
01.11.2007.
Radny Witold W., ksywa „Pinek”, człowiek podejrzany i mający w perspektywie raczej pewną odsiadkę w zakładzie karnym znów „przegina”. Mając ciche przyzwolenie (a na to wychodzi) u przewodniczącego Rady Miasta i prezia Roberta Ch. - uczestniczy w sesji rady, wybiera ławników sądowych i bierze jeszcze za to kasę! To ewenement w skali kraju! Możliwy tylko w Przemyślu, gdzie gospodarzem jest prezydent R. Choma a przewodniczącym rady miasta pan A. Łoziński. Pomijając już wiele innych nieprzemyślanych pomysłów tegoż duetu, historia z „Pinkiem” zakrawa na kompletny, kompromitujący miasto absurd.





Dlaczego obaj panowie współrządzący miastem lekceważą jego obywateli i swoich wyborców? Dlaczego nie robią nic, nie przeciwstawią się, aby położyć temu kres? Czyżby nie robił na nich wrażenia ciężar zarzutów ciążących na „Pinku”- najbardziej „ciężkich” spośród wszystkich około 50 zatrzymanych dotąd przez CBŚ celników? Są wśród nich podejrzani o przyjęcie kilkuset, czasem kilkudziesięciozłotowej łapówki. Niedawna „gwiazda” klubu PiS jest natomiast podejrzana o współpracę z zorganizowaną grupą przestępczą, która naraziła skarb państwa na wielomilionowe straty.

Witold W., którego na „polityczne” salony wprowadziła bardzo bliska znajomość oraz wieloletnia współpraca z posłem Markiem Kuchcińskim, mając takiego „patrona” z roku na rok coraz bardziej się "rozkręcał". Rosło też jego wewnętrzne mniemanie o własnej osobie, rosły ambicje i apetyt – jak się okazuje, także na dobra stojące w sprzeczności z literą prawa.

„Pinek” rósł w siłę i czuł się coraz bardziej pewnie. Chciał „rządzić” także na forum Rady Miasta, ale dzięki przytomności umysłu kilku radnych, którzy w 2006 r. zablokowali mu pomysł wmanewrowania samorządu w interesy z gastronomią na Stoku Narciarskim – został zastopowany. Wszyscy wiedzieli, co jest grane. Po kątach szeptano o coraz to nowych „lodach” kręconych przez „Pinia”, dla którego mandat radnego był tylko instrumentem do załatwiania swoich prywatnych biznesów i interesów zaprzyjaźnionych kolesi.

Niestety, nóżka mu się podwinęła. Chwała Bogu, że Opatrzność czuwała, bo za 3 lata mielibyśmy Radę Miasta w 2/3 składającą się z osobistych kolesi Witolda W, a miasto byłoby jego i ich prywatnym folwarkiem – dojną krową dla mnożenia wpływów i biznesów. Ciekawe w jaki sposób by się temu przeciwstawili panowie prezydent i przewodniczący rady miejskiej...

Ponieważ nie dobija się leżących, nie wspomnę już o przemyskim PiS, który„Pinka” do rady rekomendował jako jednego z przyszłych budowniczych „prawej i sprawiedliwej” śp. IV RP w Przemyślu.
DRUPPI
 
STARYCH CELNYCH POZAMYKALI A PRZEMYTNIKÓW NA CELNIKÓW W PRZEMYSLU PRZYJMUJĄ DO PRACY W CLE...PARADOKS JAKICH MAŁO
 
Kariera Pinka

Kulisy kariery "Przemyskiego Nikodema Dyzmy" - Część - 1
02.07.2007.
“Pinek” zawsze miał wielkie aspiracje i chciał być na świeczniku, marzył, aby się z nim liczono. Ten wywodzący się z rodu sędziów i prokuratorów niepozorny człowieczek z ul. Śnigurskiego (dom rodzinny) zawsze miał też niemałe pieniądze. Nie stronił od alkoholu i już jako licealista miał z nim duże problemy. To alkohol sprawił, że nie ukończył studiów w Lublinie i musiał poprzestać na karierze celnika, rozpoczętej dzięki rodzinnym koneksjom i znajomościom. Zaczynał na pociągach relacji Lwów – Przemyśl, gdzie można było skubnąć 100 zielonych „papierów” od przedziału. Niezła kasa jak na lata 80. i początki „kariery” zawodowej…
Od pyłku do mrówek

Po szlifowaniu wagonów nadszedł czas „awansu” na przejście drogowe w Medyce a tam już istne Eldorado – całe TIRY wypchane gorzałą i fajkami. Niestety, szczęście nie trwa wiecznie, chłop moczy dupę i za karę (może z litości?) trafia na 2 lata na „pyłek”- do odpraw wagonów z rudą w Medyce. Tragedia! Nic nie można zakombinować, żadnej doli, katastrofa, bida z nędzą a człowiek do dużej już kasy przyzwyczajony. Na całe szczęście, 2 lata pokuty szybko mija i Pinio wraca na przejście drogowe w Medyce, i to w dobrym momencie. Widzą to sąsiedzi Pinia, gdy wieczorową porą zaczynają się pielgrzymki wdzięcznych „mrówek” do jego mieszkania. Ludzie walą jak w dym z suvenirami - dowodami wdzięczności za pomoc w przerzucie przez granicę fajek i gorzały w ilościach hurtowych. Ilu wśród tych pątników było „tirowców”, to pozostaje słodką tajemnicą nie tylko Pinka, ale i tych smutnych panów, którzy od dłuższego już czasu mieli na niego oko.


Jest granica, są souveniry, jest i kasa - duża, coraz większa. Co z nią robić: wpłacać na własne konto lub połowicy? Owszem, dla picu parę groszy można, ale co dalej? Inwestować! – powiedziała pewnej nocy sama Matka Boska Pograniczna, objawiając się Pinkowi. – Najlepiej w antyki! – doradziła: obrazy znanych mistrzów, porcelanę, srebro i inne bajery. Zawsze można się wyłgać, że to po prababci lub dziadku, zwłaszcza, gdy pochodzi się z przedwojennej bogatej rodziny. No, ale ile można w końcu tych rupieci w chacie upchać? A co tu, k…, muzeum?! Pinek zaczął kombinować, co dalej i wykombinował: dobrą inwestycją są lokaty, niekoniecznie bankowe! Sprawdzają się ludzie-„słupy”, na których nazwiska zawsze można założyć jakiś interes i dzięki temu być krytym w razie czego. Tak powstaje kilka wypożyczalni kaset video (3 Maja, Kmity, Smolki), na podstawionych ludzi otwiera się i inne biznesy. Rusza także biznesowy świat małżonka, oficjalnie jedynie współwłaścicielka zakładu fryzjerskiego ”Paradise” przy ul. Chopina (w domu kolegi, celnika Tomka U.).


Lata 90., Pinek (wciąż jeszcze zachowując instynkt samozachowawczy) przestaje się już tajniaczyć. A co, na granicy OK - ruch jak diabli, kasy w bród, czas zaszaleć. Pozbywa się nędznego już fiata tipo, by móc szpanować modną wtedy hondą w czerwonym kolorze. Jako człowiek głęboko prorodzinny i solidarny załatwia pracę w UC swojemu szwagrowi, a ten już po kilku miesiącach harówy na przejściu drogowym w Medyce zamienia starego poldka na nowego forda combi. Ma się rozumieć, odłożył na to z gołej pensji celnika!
W świecie polityki

Czas płynie, a fura szmalu już nie cieszy i pełni szczęścia nie daje. Szczęściu trzeba pomóc - Pinek wchodzi w świat polityki. Na początek odnawia znajomość z Markiem K., znanym dziś posłem o ksywie „Członek”, szefem Zarządu Wojewódzkiego Porozumienia Centrum w Przemyślu. Pinek zaczyna go odwiedzać w biurze PC nad „empikiem” codziennie i robi, co tylko może, aby dorwać się wreszcie do „koryta”. Marka K. zna dobrze, są prawie w jednym wieku, żona Pinia mieszkała z rodzicami w tej samej kamienicy na Matejki, gdzie mieszkał Marek K. (teraz mieszka mama posła i szwagier Pinia: już nie celnik, bo dostał kopa z UC). Pinek dla kariery gotów jest zrobić wszystko, może nawet buty czyścić. W końcu swój cel osiąga, ale za jaką cenę, tego nie wie nikt, bo to słodka tajemnica obu panów.


Po długim nachodzeniu i przesiadywaniu u Marka K., dzięki niemu i jego 2 znajomym (słownie: trzy głosy) Pinek zostaje „blokowym” na Starym Mieście. Niczym cieć Stanisław Anioł z serialu „Alternatywy 4”, zaciera ręce i staje się bardzo „ważny”, szczególnie na ulicy Kmity gdzie mieszka. To już polityk pełną gębą - z byle kim nie rozmawia, byle komu się nie ukłoni. Oczywiście nie zna już kolegów, z którymi wypił morze gorzały. Zapomina o nich i nie chce rozmawiać, choć nie zapytają ile tych esperali pod skórę sobie już wszywał..
Pan radny

Jako „blokowy” z początku sprawował się jako tako, ale później robił już tylko to, co musiał. Nie raz lenistwo wypominał mu ówczesny radny Stanisław W., ale Pinio to olewał, bo miał już na celowniku inny cel – mandat radnego Rady Miasta. Bardzo pomógł mu w tym Marek K., życzliwie i praktycznie doradzając, jak zapewnić sobie głosy wyborców: komu wciskać kit, kogo podejść podstępem, kogo zrobić w bambuko itd.


Pomny takich cennych wskazówek, Pinek nachodzi sąsiadach i znajomych, a także, co dziwne, swoich dawnych kolesiów od upojnych libacji: już się z nimi przeprosił, są potrzebni, by tylko na niego oddali głosy. Obiecuje wszystkim złote góry i leje wodę, jak każdy kto chce zostać radnym i wydaje mu się, że będzie miał władzę i możliwości realizacji obietnic.

Kumpli z „Drewutni” (piwiarnia obok hotelu Gromady) już w dniu wyborów Pinio nęci i wabi obietnicą postawienia dwóch beczek piwa, gdy tylko zagłosują na niego w komisji wyborczej w SP Nr 1 przy ul. Sienkiewicza. Kolesie nie zawodzą, z zadania się wywiązują, ale piwa do dziś nie zobaczyli, na co są liczni świadkowie… W dniu głosowania “Pinek” cały dzień przestał pod „jedynką” i nerwowo szacował swoje szanse, patrząc, kto z jego „parafii” idzie do urny. Musiał stracić wiele nerwów, może bardziej tamtej wyborczej niedzieli posiwiał, ale Panem Radnym został!


Błyskawicznie na taką okoliczność zmienił obyczaje. Jak nigdy dotąd nie chodził do kościoła, tak odtąd co niedziela z całą rodzina zaczął bywać w Katedrze. Widzą to ludzie i własnym oczom nie wierzą. - Nawrócił się czy co? Może coś mu się pomyliło, może chory? - pytają siebie nawzajem, zwłaszcza ci, którzy znają Pinka z czasów, gdy ostro ćwiczył gorzałę a często słuchał przy tym płyt (chodnikowych) na Kmity, pod domem gdzie mieszka.


Nowa funkcja, to nowe możliwości i większa siła przebicia. Salon „Paradise” przenosi się do „Gromada” a oboje państwo P. to już państwo przez duże P. Bywają na przemyskich salonach biznesowo-politycznych, obracają się w wielkim świecie, w otoczeniu milionerów, którzy zaczynali od szmuglu za granicę majtek, dżinsów i tandetnych chustek. To jest to, sami swoi, ten styl i szpan! Państwo Piniostwo nie rozmawia już z byle kim, zwłaszcza z nędznymi mieszczuchami, bo nie wypada elicie miasta z pospólstwem się zadawać. Na jednej z balang śmietany towarzyskiej radny Pinek chwali się już, że załatwił „dziadom” postawienie nowego muru oporowego na ul. Kmity! Jak zwykle, pomny rad „Członka” kituje, bo żadna w tym jego zasługa, a zwykłe zrządzenie losu …

(Przemysław Kmita)

Fotografia z: Żródło: "Nowiny24"
KONIEC CZĘŚCI - 1
 
ploty,ploty i nic wiecej ...w przemyslu , co niedowidzą lub niedosłyszą to sobie dopowiedzą ....smutne to drobnomieszczaństwo...nawet nieuprawdopodobnione ploty....
 
Kariera Pinka część II

Kulisy kariery "Przemyskiego Nikodema Dyzmy" - Część - 2
06.07.2007.

Mijają miesiące. Pan radny nie jest już ot takim sobie zwykłym radnym, bo to polityk pełną gębą. Choć jako celnik - funkcjonariusz państwowy nie może zapisać się do konkretnej partii, to jako sympatyk jest w PiS bardziej ideowym działaczem od niejednego w nim towarzysza. Salony polityczne, spotkania ze znanymi ludźmi i częste „polityczne” nasiadówki mają swoje prawa oraz etykietę.



To dlatego pan radny nosi się teraz w garniturkach "Pierre Carden", uwielbia koszule od "Armaniego", włoskie buty, wyszukane i często zmieniane najdroższe komórki oraz inne gadżety godne polityka z biznesową żyłką. Z góry, coraz częściej pogardliwym wzrokiem spogląda na swój elektorat i sąsiadów, zwłaszcza ludzi niezamożnych, bo to już nie ta półka. Potrafi nawet robić im uwagi na temat ich standardu życia. Znów będą dobrzy i potrzebni, gdy trzeba będzie powalczyć o następną kadencję, wciskając bajery, na które mogą się złapać …
Biznesy i salony

Kasy się już uzbierało trochę i trzeba coś z tym począć, by się bezproduktywnie grosz nie marnował. Na konto? Nie za bardzo, bo procenty marne, bo ktoś rzuci okiem, zacznie snuć głupie domysły, węszyć. Węszyć zaczyna i pan radny, ale teraz za jakimś niedrogim lokalem w dobrym punkcie miasta, gdzie mógłby się przenieść „Paradise”. Dobrzy ludzie podpowiadają, gdzie szukać i z kim zagadać. Jest okazja, zwalnia się lokal po barze szybkiej obsługi przy Jagiellońskiej. Ile to roboty – jest lokal, parę fryzur w miesiącu i czynsz z głowy, tylko ci zawistni ludzie humor psują. Plotą jakieś bzdury i pytają dlaczego to PGM remontowało i ile włożyło w ten remont, na forach internetowych smarują „Paradise = pralnia pieniędzy”. Jaka znowu pralnia, kiedy to zakład fryzjerski, prymitywy jedne!
Kariera zawodowa, społeczna i polityczna kwitnie, biznesy hulają, żyć nie umierać. "Pinek" nadal nie zadaje się już z byle kim. Ma "swój świat" znajomych: lekarzy, biznesmenów, kupców i szczególnie byłych celników. Jak to w towarzystwie bywa, przy kieliszeczku, czasem więcej niż jednym chwali się na potęgę swoimi nowymi układami i znajomościami. Plecie o powiększającym się stale majątku, chwali się pęczniejącym portfelem i wstrętem do biedoty. Nie wie lub nie wierzy, że taka szczerość oraz wylewność bywa zgubna i prędzej czy później doprowadzi do katastrofy.
Na celowniku

Stosowne służby mają już na oku "Pinka" i jemu podobnych dżentelmenów od dobrych kilku lat. Zbierają informacje, dokumentują fakty, sprawdzają donosy, analizują zeznania zatrzymanych już osób (a przy tym rozmownych) w związku z lewymi interesami na granicy i przy niej. Czyni to także ABW zainteresowana podupadającym morale służb granicznych i ewentualną ich współpracą z zorganizowanymi grupami szmuglerów i ma go na "cynglu". O dziwo, Pinek o tym dobrze wie, czym chwali się wśród znajomych i na parafii, gdzie mieszka, ale nadal robi swoje, po swojemu, tak, żeby wszyscy wiedzieli, iż chłop nie pęka. Liczy, że to doda mu jeszcze splendoru i zrodzi w tym „ćmokach” przekonanie, że ich sąsiad ma nie byle jakie plecy, chody i układy.


Sąsiedzi z ulicy Kmity widzą, że coś koło "Pinka" zaczyna dziać się nieciekawie: obserwują jego dom smutni panowie i pytają o niego i odwiedzających go gości pod byle pretekstem, a on sam coraz częściej ucieka na L-4 i zbiera papiery lekarskie pewnie po to, by w razie czego ratować się marniutkim zdrowiem. To pewnie życzliwa rada i wniosek ze spotkań w środowisku biznesowej śmietany, która wymienia się doświadczeniami, co robić, gdy człowiekiem zaczyna interesować się policja lub prorok.
Zaradny radny

"Pinek" niby trzęsie z lekka już portkami, ale nadal robi swoje. Interes idzie jak po maśle, kolekcja cennych obrazów stale się powiększa i zyskuje na wartości, doszedł Kossak, trochę starej porcelany i srebra. To dla ducha, ale i jest coś dla ciała: wypasiona dacza nad Sanem i ładna działka w okolicy, nie wiadomo jednak na kogo kupiona. Nie jest źle: psy szczekają, karawana jedzie dalej! Alleluja i cała naprzód – jakby to powiedział jeden nowy święty z Torunia.


Zbliża się finisz pierwszej kadencji w radzie. Nie wiadomo jak będzie z ewentualną drugą, a tu okazja sama w ręce włazi i grzechem byłoby z niej nie skorzystać - biznes na Stoku Narciarskim. Niczym Nikodem Dyzma rżnie głupa i na sesji Rady Miejskiej próbuje wkręcić swojego kumpla (i siebie jako cichego wspólnika?), byłego celnika w prowadzenie gastronomii na stoku. Zasada mini-max: minimum kosztów, maksimum profitów, o które w sezonie zimowym martwić się nie trzeba. Złoty biznes, ale pięciu radnych, którzy doskonale wiedzą, jaki jest Pinek i domyślają się czym to pachnie i co chłop kombinuje, nie daje się zrobić w bambuko. Pomysł „zaradnego” radnego nie przeszedł. - Z matołami nic się nie da w tym mieście zrobić – mówi rozgoryczony w towarzystwie. Z tymi samymi „matołami” staje jednak co miesiąc pod kasą w urzędzie, by odebrać dietę. Kasę bierze chętnie, tysiąc z drobnymi piechota nie chodzi, ale do swoich obowiązków radnego zbytnio się nie przykłada, bo i po co? Nie po to został radnym by tyrać, co też widać po jego frekwencji na sesjach i komisjach oraz aktywności na nich.
Nie chcem, ale muszem

Pod koniec swojej pierwszej kadencji "Pinio" rozgłasza wszem i wobec, że ma już dość tego „społecznikostwa” i nie będzie kandydował w wyborach samorządowych 2006. Gdzie tylko może, tam narzeka ile to zdrowia kosztuje, ile to czasu poświęca kosztem rodziny oraz prywatnego życia. Dobrze gra na nastrojach ludzi i wie, co robi. Jaki jest jaki jest – myślą potencjalni wyborcy, ale zawsze to „swój chłop” z wyrobionymi już układami na mieście, a nie jakiś obcy, co miejsce "Pinka" mógłby zająć. Ten i ów żałuje, a nawet z sąsiedzkiej grzeczności namawia (psiocząc w duchu) na zmianę decyzji. Pinek, oczywiście, daje się „uprosić” – wystartuje!
Kampania wyborcza. Są plakaty, reklamówki, gadżety itp. bajery, którymi trzeba zalepić miasto i uszczęśliwić elektorat, ale plakaty w dobrych miejscach lepią także inni kandydaci z obcych ugrupowań i kumple z PiS. Konkurenci, w tym startujący też w wyborach prezydenckich np. radny Rząsa z PO, zauważają zdumiewającą prawidłowość - ich plakaty są regularnie zrywane i niszczone, a bywa, że i zaklejane, przeważnie "Pinkiem". Jego konkurenci nie wiedzą co jest grane, w przeciwieństwie do mieszkańców ulic Kmity, Grodzkiej, Chopina i Królowej Jadwigi. Ludzie widzą i słyszą, co się na parafii dzieje, wiedzą kto za tym wszystkim stoi i kto dał grupie małolatów z Grodzkiej po 50 złotych z zapasem swoich plakatów.
CPN pod domem

Polityk z Kmity udoskonala swój image. Zamienia hondę na wypasioną audicę za około 100 tysięcy (tyle stoi w rocznikach), buduje nowy garaż na prywatnej (nie swojej) posesji i montuje bramę otwieraną pilotem. Nie dziwota, że przy takich wydatkach i nędznej pensji celnika nie stać go już na tankowanie w normalnej stacji paliw. „Mrówki” z paliwem przyjeżdżają wieczorami pod jego dom i zaopatrują dobrodzieja z granicznego szlabanu o złotówkę taniej, niż musiałby chłop bulić za benzynę opodatkowaną haraczem dla IV RP. Tej samej, którą wspólnie z PiS buduje i uzdrawia, uwalniając ją z sieci, szarych układów oraz innych paskudnych chorób zdiagnozowanych przez dr Jarosława K., posła Kuchcińskiego i paru innych politycznych felczerów.


"Pinek" nie jest na tyle głupi by kupować mieszkanie i jeszcze do tego oficjalnie. Choć krążą plotki, że jakąś ekstra chatą dysponuje, oficjalnie pozostaje mieszkańcem Kmity. Ulica i dzielnica, w której ono się znajduje ładne, ładny ogród, fajne widoki z okien na drugim piętrze (ogród i Kuria biskupia). Sympatyczny jest i zarządca kamienicy po przedwojennym Żydzie. Istna sielanka, lecz szczęściu trzeba dopomóc. "Pinek" wpada na pomysł, by zachęcić do walki o mandaty radnych kilku swoich dobrych znajomych, w tym zarządcę kamienicy, jednego z sąsiadów oraz byłego celnika, z którym kiedyś pracował. Gdyby się udało, byłaby mocna grupa pod wezwaniem, ale niestety, plan nie wypalił, wyborcy zawiedli, słowem **** zbita.
A Pinek W. padł …

"Pinkowi" poszczęściło, załapał się na drugą kadencję, ale co się polepszy, to się popieprzy. W pracy zmieniło się na gorsze i z konieczności, zamiast na pierwszej linii, gdzie żniwa najlepsze, trafia z musu do biura, gdzie nuda i ogólna atmosfera nie specjalna. Nieustannie węszą "psy" z ABW, CBŚ i zwierzchnicy z GUC, prokurator zaprasza na kawę, coraz częściej więzienną. Co chwila ktoś się mocno tłumaczy, ktoś inny czuje na swoich rękach nieprzyjemny chłód kajdanek. Brrrr, zgroza.
No i stało się, czego "Pinek" nie przewidywał w najczarniejszych nawet snach. On, weteran służby celnej, radny, sympatyk najsłuszniejszej partii, bliski znajomy a nawet w pewnym sensie współpracownik samego szefa jej klubu parlamentarnego w kajdankach!
- Czy pan W.W. ? – zapytali chłopcy w kominiarkach pewnego dzionka. – Pan pozwoli z nami, jest pan zatrzymany, tu jest nakaz. Rączki do przodu prosimy… - "Pinka" zamurowało, ale żył jeszcze nadzieją, że bransoletki założyli mu dla picu, na parę godzin. Przy wejściu do prokuratury pokazuje palcami znak zwycięstwa „V” dziennikarzowi „Nowin”, który robi mu pamiątkową fotkę i darmową reklamę. Niestety, rozmowa z prokuratorem nie pozostawia żadnych złudzeń („skąd oni, kurna, tyle wiedzą … to skur…zakapowali”), a decyzja sądu o pierwszych trzech miesiącach pierdla poraża. No i te zarzuty pachnące wieloletnią odsiadką…


Był jeszcze moment, gdy liczył, że uratuje go poręczenie radnych - kolegów z PiS wielce stroskanych tą „niekomfortową sytuacją”, w jakiej chłop się znalazł. Już było pięknie, już witał się z gąską, a tu wielka chryja się zrobiła. Sam premier opierdzielił Kuchcińskiego za ten wygłup, każąc nakazał ukarać ludzi, którzy wyciągnęli do "Pinka" pomocną dłoń w chwilach życiowej próby.
Może na pierwszym widzeniu "Pinek" dowie się od kogoś, że na Kmity najpopularniejszą dziś melodią wśród elektoratu jest ta z refrenem nawiązującym do historii 12-letniego chłopca, który padł od kul podczas starć manifestujących robotników z milicją. "Pinek" – jak mówią parafianie i wyborcy – padł od pazerności.
- Mógł pomalutku, małą łyżeczką, ale on już chochlą chciał, szedł na całego i w końcu doigrał się… - słychać w pierwszych komentarzach. Co dalej z nim będzie? Zdania są podzielone. Nie brak głosów, że „wymiga się od paki”, ale przeważa osąd, że sprawy zaszły już za daleko aby wyszedł z tego bez bolesnych konsekwencji.
Koniec

Przemysław Kmita

Fotografia z: Żródło: "Nowiny24"

(Przemyśl. 6 lipca 2007)
 
Back
Do góry