Trudna sytuacja (młodych) celników
WYWIADZIK
Trudna sytuacja młodych celników
wtorek 8 stycznia 2009 10.04
Celniczka: Bez rodziców bym nie przetrwała
____________________________________________________________
O trudnej sytuacji celników DZIENNIK może napisze kiedyś.
W ubiegłym miesiącu celnicy byli na rozmowach w Ministerstwie Finansów. W ich efekcie uzyskali między innymi zapewnienie, że otrzymają podwyżki, że odpowiednie zapisy znajdą się w ustawie budżetowej (...), żeby byli spokojni o swoją przyszłość.
Głosowanie w Komisji Finansów Publicznych, a następnie w Sejmie RP brutalnie obnażyło skrzętnie zamiataną pod dywan prawdę. I co dalej? Tymczasem kilka słów zamienionych ze świeżo przyjętą do pracy celniczką.
____________________________________________________________
Żeby zostać celnikiem w Polsce, trzeba legitymować się wyższym wykształceniem, znajomością języków obcych, odbyć szkolenie panelowe, a potem jeszcze poświęcać swój prywatny czas i pieniądze na nieustanne dokształcanie. Początkowy okres to staż, w czasie którego przyszły celnik jest zatrudniony na czas określony. Tydzień pracy celnika to minimum 40 godz. i wynagrodzenie 1300 zł na rękę. Nieszczęśnicy mogą niestety dorobić paru złotych – zabrania tego, przynajmniej skutecznie uniemożliwia ustawa. O Służbie Celnej
IZABELA MARKOWSKA: Zarabia pani 1300 zł. Z tych pieniędzy musi pani sobie opłacić...
MARYSIA MYSZKA*: ...Przybory biurowe potrzebne do pracy, odzież, obuwie, kursy i szkolenia specjalistyczne, zjazdy, dojazdy, podręczniki, czasopisma.
Jako celnik nie może pani jakoś dorobić do pensji?
Nie mogę. Mogę nachodzić i prosić dyrektora izby żeby dał mi specjalne zezwolenie, ale to bezskuteczne. Nie mogę nawet zostać ankieterem lub rozdawać ulotki na ulicy. Jednym słowem żadnej dodatkowej pracy, nawet dorywczej, bo przecież jako celnik nie mogę podpisać żadnej dodatkowej umowy o pracę. Mam etat, za który płaci Ministerstwo Finansów RP.
Czyli w sumie, ile musi pani jeszcze dołożyć pieniędzy do swojej pracy, żeby móc ją wykonywać?
Sporo.
Jednym słowem małżonek celnika ma go na utrzymaniu?
To prawda, mój mąż pracuje na trzy etaty. Dwa ma w branży budowlanej, jeden jako kurator sądowy. Dzięki temu tylko prawie wystarcza nam na wszystko.
Na wszystko?
To znaczy na utrzymanie się i na jedzenie.
A na kupienie mieszkania na przykład?
Na mieszkanie musieliśmy wziąć kredyt, ale bank zgodził się nam go udzielić pod warunkiem, że podżyrują go nam rodzice. Dzięki nim udało nam się w sumie uzyskać 26 tys. zł kredytu. Kupiliśmy za to 17,5-metrową kawalerkę na Śląsku. Tanio, prawda? Mieliśmy szczęście, bo fartnęła nam się prawdziwa okazja.
A jak pojawi się potomstwo, co zrobicie z tymi 17 metrami?
Mam nadzieję, że w końcu się go doczekamy, ale raczej jeszcze nie teraz.
Dlaczego nie teraz?
Obawiamy się z mężem, że sobie nie poradzimy finansowo. Po urodzeniu dziecka poszłabym zapewne na 16-tygodniowy urlop macierzyński, a później musiałabym wrócić do pracy, a zatem i wynająć opiekunkę. A to już ogromny wydatek. Rodzice moi i męża, niestety, mieszkają zbyt daleko, aby mogli zajmować się wnukami.
A w innych sprawach wam pomagają?
Oczywiście. Gdyby nie ich pomoc, trudno byłoby nam funkcjonować. Każdej niedzieli jeździmy do nich na obiady. Dodatkowo wracamy do siebie wyposażeni w wałówkę na resztę tygodnia.
Słowem rodzice młodego celnika w Polsce muszą się liczyć z tym, że będzie on bardzo długo na ich utrzymaniu?
Niestety tak. Złośliwi mówią, że to dla nich "dożywocie" z dzieckiem na karku. To rodzice musieli utrzymywać mnie przez całe studia, bo przecież nie mogłam nigdzie podjąć pracy ze względu na nawał zajęć. W zasadzie mieliśmy przez te lata tylko dwa miesiące wakacji, a nie jak inni studenci trzy, bo jeden miesiąc trzeba było poświęcić na staże, a drugi na dorobienie paru groszy.
To jak wyglądało u pani Boże Narodzenie? Na jakie prezenty było was stać?
W tym roku robiliśmy prezenty sami. W ramach świątecznego prezentu posprzątałam mężowi w szafie. Rodzicom i rodzeństwu upiekliśmy pierniczki. Każdy dostał ładnie opakowane ciasteczko.
Nie myśli pani, żeby wyjechać z Polski i żyć w końcu na pewnym poziomie finansowym, a nie wciąż wiązać koniec z końcem?
Od tych znajomych, którzy wyjechali i pracują w Niemczech, w Anglii czy USA wciąż słyszę, jak tam jest wspaniale. Że pracują normalnie i na wszystko ich stać. Ja jednak nie chciałabym opuszczać Polski. Lubię nasz kraj, jestem bardzo związana ze swoją rodziną. Jeśli więc zdecyduję się na wyjazd, bo nie przekreślam tej możliwości, to będzie to jedna z najtrudniejszych decyzji. Może jednak okazać się, że jest konieczna. Zwłaszcza jeśli na świat przyjdzie dziecko.
I po co się pani w ten zawód wpakowała? Nikt pani nie mówił, jak będzie ciężko?
Mówili, ale nie wierzyłam. Myślałam, że będę mogła pracować i godnie żyć jako urzędnik państwowy.
A teraz?
A teraz myślę przede wszystkim jak przeżyć.
*Marysia Myszka, 28-letnia celniczka, gdzieś w polskim urzędzie celnym, zatrudniona przez Rząd RP.
Czytaj również tutaj (link do artykułu w portalu dziennik.pl)