Oficjalny, dyplomatyczny raut. I nagle, jako danie główne, gospodarz podaje coś bardzo brzydko pachnącego. Danie zapakowane w kolorową folię, spod której wydobywa się przeraźliwy smród. Goście przerażeniu jak najszybciej oddalają się od stołu. Tylko jeden próbuje zachować twarz. Podać gospodarzowi rękę, zadając pytanie na temat podanej potrawy. I żałądek mu nie wytrzymuje. Dostaje torsji. Mówiąc wprost, puszcza pawia na wyfraczoną, oficjalną pierś gospodarza.
Jak sądzicie, o kim będzie się mówiło w kuluarach spotkań dyplomatycznych? O kim będzie się opowiadało dowcipy? Przy kim będą cichły dyplomatyczne rozmowy i będzie zapadał dyplomatyczny chłód? Kogo środowisko uzna za passe?
Panie Dyrektorze Izby Celnej w Gdyni!
Dziękujemy za przypomnienie roli, jaką w rozwoju społeczeństwa obywatelskiego i demokracji odegrało Trójmiasto. Jak się wydaje, Pan o tym zapomniał. Tak więc proponuję opuścić tylne siedzenie limuzyny, albo przynajmniej odsłonić żółtą firankę, i przejść się po ulicach. Z pewnością jeszcze dzisiaj ujrzy Pan wiele śladów po kulach, którymi władza szczodrze częstowała upominających się o swoje prawa. Konstytucyjne, ustawowe. I niech Pan łaskawie zechce wyciągnąć z tego właściwe wnioski.
Jeśli obawia się Pan takiej podróży, to służę za ochronę i przewodnika. Pokażę panu kilka miejsc - symboli. Bramę Stoczni Gdańskiej, Pomnik Trzech Krzyży. I miejsca, w których bywał nasz Papunio. Tak o nim mówią Polacy za granicą. Niekoniecznie w kraju. Chociaż z tym ostatnim chyba bym się wstrzymał. W trosce o Pana. Przynajmniej do czasu szczerej spowiedzi. I gorącej pokuty.
Ale wracając do głównego wątku chcę zwrócić Pana uwagę na rzecz zasadniczą. Na to, że nie rozumie Pan dynamiki zachodzących przemian. Ich znaczenia dla naszej grupy zawodowej. Czy też wreszcie celu, do którego dążymy.
I znaczenia internetu w eksponowaniu PRAWDY o tym, co się dzieje ze strukturami Służby Celnej.